Trzeba wiedzieć bardzo dużo, żeby nauczyć się jeszcze więcej
Lutowe spotkanie Klubu Dyrektorów Finansowych „Dialog” w Warszawie miało bardzo prowokujący tytuł „Czy wiedza buduje mądrość, rozwagę i konkurencyjność w biznesie?”. Naszą dyskusję rozpoczął prof. Krzysztof Obłój, Akademia Leona Koźmińskiego i Uniwersytet Warszawski. Oto skrót jego wypowiedzi:
„Czytam ten tytuł i zastanawiam się, co uczyniło w nas takie spustoszenia intelektualne, że wątpimy w rolę wiedzy w życiu społecznym i gospodarczym? A ona jest fundamentalnie ważna. Dzięki niej dzisiejszy świat jest o wiele lepszy od świata kiedykolwiek w przeszłości. Cokolwiek weźmiemy pod uwagę – długość życia, dach nad głową, zdrowie, wykształcenie, dostęp do dóbr, ochronę przyrody, warunki pracy, wypoczynek, kulturę, pokój, zarządzanie biznesem, cokolwiek – parametry są lepsze na całym globie niż kiedykolwiek wcześniej. Choć, oczywiście, jest również wiele problemów.
Ta pozytywna zmiana była możliwa dzięki rozwojowi nauki i stosowaniu wiedzy. Postęp wiedzy jest niewiarygodny! A jednak tak mało o tym wiemy i tak mało o nim mówimy, bo naszą uwagę przyciągają wszystkie możliwe kłopoty i problemy, którymi karmią się media i politycy.
Oczywiście, wiedza nie decyduje o wszystkim. Przykładowo w biznesie i w zarządzaniu wiedza ma znaczenie, ale liczą się również szczęście, relacje i lokalizacja.
Wiele firm powstaje i rozwija się, ponieważ ich założyciele mają szczęście: dziesięć razy z rzędu wyrzucili szóstkę. Mają też dobry pomysł i w odpowiednim czasie, ciężko pracują i mocno ryzykują, czasem „jadą po bandzie”. Ale szczęście jest przydatne, bo ani ludzie nie są racjonalni, ani świat deterministyczny. Jeśli rzucimy przy wejściu do firmy skórkę od banana i będziemy patrzeć kto się na niej pośliźnie, to zobaczymy, że zawsze będą to te same osoby. Pechowcy. Więc lepiej mieć szczęście.
Przedsiębiorcy w Polsce, którzy wystartowali w latach 90tych – gdy nastał wolny rynek w naszym kraju – przetrwali i rozwinęli swoje firmy często nie dlatego, że mieli doskonałe strategie i dostateczne zasoby, ale dlatego że mieli szczęście i hart, pasję eksperymentów oraz ciężko pracowali. Zdecydowana większość jednak zbankrutowała lub ma dzisiaj tzw. przedsiębiorstwa „zatrzymane w kadrze”: małe biznesiki bez szans zmiany, rozwoju i wzrostu.
Widzimy te firmy, które przeżyły początek i rozwijają się, ale nie widzimy tych bardzo wielu, które upadły. Przetrwanie firmy jest statystycznie mało prawdopodobne. I jest coraz gorzej, bo prowadzenie biznesu staje się coraz bardziej ryzykowne, coraz trudniejsze. Dlatego od 50 lat systematycznie spada na świecie liczba startupów. Dużo więcej się o nich mówi, ale faktycznie powstaje ich coraz mniej.
Ważne dla biznesu są także relacje. Bliskie relacje z władzą pomagają w budowaniu biznesu. Zawsze tak było i raczej się nie zmieni. To jest jak winda do nieba. Ale są i ryzyka. Gdy jest się już na górze, to utrata relacji, np. na skutek zmian politycznych, nieodzownie oznacza bolesny upadek. Bo firma, jej właściciele, menedżerowie w trakcie wzrostu nie nabyli wiedzy i umiejętności potrzebnych do konkurowania na rynku, wcześniej w budowie biznesu polegając przede wszystkim na relacjach z władzą.
Lokalizacja właściwie przesądza o szansach na wielki biznes. Jeśli jest to biznes w Polsce, a nawet w Europie, to prawie nie ma szans, aby wyrosła z tego firma innowacyjna, globalna, wielka marka, lider branży. Europa to pofragmentowany rynek, wiele języków, mało kapitału. Nikt nie ma tyle pieniędzy, aby sfinansować Ubera, Netflixa czy dowolną firmę w zakresie Big Data. Nikt nie może sobie pozwolić na wielomiliardowe straty, jak wymienione marki i wiele innych amerykańskich. Tu nie pomoże żadna wiedza, żadna mądrość. Nie ma takiej możliwości, aby w małej klatce urosło duże zwierzę.
Trzeba wyjść za granicę, na świat, ale tam lepiej być firmą z pozytywnie postrzeganego kraju, np. z Niemiec czy Szwajcarii niż znikąd, czyli z Polski lub Czech. Brzmi brutalnie, ale to są fakty.
Nie mamy w Polsce ani jednej globalnej marki, a lokalnych może z dziesięć, dwadzieścia. Nie dlatego, że jesteśmy beznadziejni. Dlatego że do zbudowania marki trzeba czasu i kapitału, których nie mamy. I nie przeskoczymy tego. Możemy budować firmy małe i średnie i liczyć na to, że z czasem – a mówimy o dziesiątkach lat – zbudujemy trochę firm dużych i silnych marek. I do tego także potrzebna będzie nam wiedza, którą trudno zdobyć.
Wiedza warunkuje konkurencyjność, ale wiedza w gospodarce jest rozsmarowana bardzo nierówno. 3-5% firm na świecie ma wiedzę, która jest poza zasięgiem kogokolwiek, kto potrafi ją szybko wdrażać, zwiększać swoją efektywność. Nazywamy je firmami ‘na granicach’ (frontier firms). Czy można się od nich uczyć? Nie, raczej nie, bo trzeba wiedzieć bardzo dużo, żeby nauczyć się jeszcze więcej. Dlatego w gospodarce światowej najlepsi uczą się od najlepszych. Słabsi od najlepszych nie są w stanie się wiele nauczyć. Mogą się nauczyć wiele w swojej klasie, ale nie mogą od najlepszych.
Wiedza nie jest demokratyczna, jest ułożona warstwowo i niełatwo jest uczyć się w poprzek. Uważam, że gospodarka oparta na wiedzy jest i będzie dla świata straszną pułapką. O ile nierówności wynikające z dobrobytu czy siły, można jakoś wyrównywać, o tyle nierówności wynikających z posiadanej wiedzy, niezwykle trudno zniwelować. Bo wiedzę nie jest łatwo pozyskać, a jeszcze trudniej wykorzystać.
A co możemy zrobić dzisiaj, w naszych firmach, aby wiedza odgrywała większą rolę?
Po pierwsze, sprawdźmy dokładnie co umiemy. Jaką wiedzę w firmie zgromadziliśmy i nawet o tym dobrze nie wiemy? Dlatego potraktujmy to jako zadanie. Praktycznie mówiąc, proponowałbym dobrym firmom powołanie na trzy miesiące kilkuosobowego zespołu, który zastanowi się, co w naszej firmie wiemy naprawdę unikatowego, coś co buduje naszą konkurencyjność i gdzie jest ta wiedza – kto ją ma i w jakiej formie. Poszukajmy odpowiedzi na pytanie czy jest w naszej firmie cenna wiedza, której dotychczas nie dostrzegaliśmy, a można ją wykorzystać?
Po drugie, spójrzmy uważnie na konkurencję. Tam jest wiedza i rozwiązania. A w praktyce budowania strategii tylko 20% firm robi staranną analizę konkurencji. A może tam jest coś, co i u nas sprawdziłoby się? Nie wymyślajmy na wszystkie nasze problemy własnych rozwiązań, bo prawdopodobnie one już są, już ktoś je stworzył, ktoś z nich korzysta, trzeba tylko odszukać i dostosować do naszych warunków.
Po trzecie, uczmy się od także od akademików i konsultantów. Jeśli popatrzmy na biznes konsultingowy, to przecież tam nikt niczego nie tworzy, tam się handluje tym, co już wcześniej gdzieś zadziałało i jest efektywne. Więc korzystajmy z tych lekcji i z godnością imitujmy rozwiązania innych, lepszych, bardziej efektywnych lub nowoczesnych firm. Ktoś może to nazwać imitacją, ja nazywam to pozyskiwaniem wiedzy. I to prawie za darmo.