RecenzjeZarządzanie

Koncert jest jak projekt, ale do czego służy batuta???

Słuchając koncertu orkiestrowego oprócz całościowego odbioru utworu staram się patrzeć na poszczególnych muzyków – dlatego siadam zazwyczaj wyżej, by mieć pełen ogląd sytuacji.  

Zawsze znajdzie się jakiś kontrabasista czujący, grany właśnie utwór, całym swym ciałem, wczuwający się w solo klarnecista, skrzypek, pianista (oni to już szczególnie rzucają się nad tą klawiaturą 😊). Albo perkusista, który przyszedł do pracy tylko po to, by jeden raz uderzyć w gong lub zagrać na trójkącie 😊 – stąd zapewne prowadzony aktualnie nabór na perkusistę w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej na … pół etatu. Ale, żeby nie było, perkusista ten musi być wszechstronny i umieć grać na: werblu, marimbie, ksylofonie, wibrafonie, dzwonkach, tamburynie, kotłach, trójkącie, gran cassa, talerzach i całym zestawie perkusyjnym. Nabór na perkusistę, a marimba, ksylofon i wibrafon to nie są bębenki. 

Jednak orkiestra jest jak zespół pracowników – bez dobrego lidera nie osiągnie założonych celów. W Teatro La Fenice w Wenecji pierwszy raz w życiu byłem świadkiem, gdy dyrygent prowadził cały dwugodzinny koncert na orkiestrę, chór i solistki bez partytury. A muzycy grali jak z nut! 

Ale do sedna – batuta. 

Nie wiem czy zwrócili Państwo kiedykolwiek uwagę na pracę dyrygenta. A może zwracają Państwo tylko na to uwagę? Zawsze mam wrażenie, że ruch batuty a gra orkiestry to dwie różne bajki 

Zawsze też podziwiam muzyków za to, jak ta współpraca przebiega. Jak oni wyczuwają, kiedy jest „raz” dyrygenta, tym bardziej, że orkiestry zazwyczaj nie trzymają tempa w całym utworze, tylko występują zwolnienia i przyspieszenia. Oczywiście, nie dotyczy to „Bolera” Maurice Ravel’a, uznawanego za wzór trzymania tempa i równego grania (przez 14 minut), jeśli chodzi o perkusję. Zawsze mam odczucie, że oni jednak leciutko przyspieszają to bolero … kiedyś w końcu się wybiorę z metronomem i sprawdzę. 

Swego czasu zapytałem nawet znajomą skrzypaczkę: „O co chodzi? Przecież wy i tak byście to sami zagrali.”. Otóż podobno muzycy się nawzajem nie słyszą – piszę tu np. o sekcji smyczkowej i dętej albo wiolonczelach i kontrabasach, więc dyrygent jest im niezbędny by mniej-więcej zagrać razem. Chodzi tylko o to, by to mniej-więcej było jak najbardziej w tym samym momencie 😊 

Przy okazji słuchania koncertu zwróćcie Państwo uwagę, czy np. tzw. pizzicato (technika gry na instrumentach smyczkowych polegająca na szarpaniu pojedynczej struny) grają wszyscy w tym samym momencie, czy przysłowiowy finalny akord wszyscy zagrali w punkt. 

W sumie taki koncert przypomina trochę realizację projektu. Wszyscy muszą grać razem, wejść ze swoją partią w odpowiedniej chwili, by na koniec otrzymać gromkie brawa i owację na stojąco. I oby największe brawa nie były dla dyrygenta jak to zazwyczaj bywa, nad czym zawsze ubolewam. 

A Państwo komu biją brawo, dyrygentowi czy orkiestrze? 

Artur Wojciechowski