Bez kategorii

Praca zdalna powróci do łask pracodawców?

Od wielu miesięcy pogłębia się rozziew między oczekiwaniami pracowników i pracodawców wobec pracy zdalnej: pracownicy uparcie chcą jak najwięcej pracować z domu, a pracodawcy chcą coraz bardziej stanowczo, aby coraz więcej pracowali w biurze. Liderami przymusu powrotu do biura są instytucje finansowe i firmy technologiczne, zwłaszcza wielkie organizacje, wręcz liderzy rynku. Natomiast po stronie pracowników, im niższe stanowiska, tym większa niechęć do pracy w biurze. Czasem ta niechęć jest tak daleko posunięta, że organizowane są strajki w obronie pracy zdalnej, jak np.  w maju tego roku w Amazon.

12215761071?profile=RESIZE_180x180Dzieje się tak wszędzie w  świecie jak widać na grafice The Economist, który pisze „Pracownicy na całym świecie chcą średnio dwa dni w domu, czyli o cały dzień więcej, niż dostają. W krajach anglojęzycznych, które charakteryzują się najwyższym poziomem pracy w domu, istnieje apetyt na jeszcze więcej. Trend ten rozprzestrzenia się także na miejsca, w których praca zdalna była mniej powszechna. Pracownicy z Japonii i Korei Południowej, niektórzy z najbardziej obciążonych pracą biurową na świecie, chcą mieć więcej niż ćwierć tygodnia dla siebie. Europejczycy i Amerykanie Łacińscy pragną odpowiednio trzeciej i połowy. Średnio na całym świecie pracownicy cenią wszystkie te świadczenia na poziomie 8% podwyżki, co oznacza, że ​​niektórzy zgodziliby się na obniżkę wynagrodzenia, aby zachować przywileje.”

Pracodawcy mają dane świadczące o spadku produktywności pracowników pracujących w większości zdalnie, choć te dane nie są już takie jednoznacznie złe, gdy dotyczą pracy hybrydowej z przewagą pracy w biurze.

Ale możemy też przypuszczać, że jak wielu dziedzinach gospodarki – cenach, popycie, podaży – i tutaj mamy do czynienia z wielkimi wychyleniami wahadła oceny pracy zdalnej. Po czasach entuzjazmu przyszedł czas zaprzeczania jej wartości, ale kolejne wychylenie na korzyść atutów pracy zdalnej może być równie duże jak obecna niechęć. Być może nastąpi to w wyniku podniesienia kwalifikacji zarządczych menedżerów, które jak się okazało są dosyć skromne, gdy nie ma pracowników „pod ręką”.

Co więcej, nawet jeśli całkowicie zdalna praca zmniejsza indywidualną produktywność, uwalniając miliardy dolarów kapitału biurowego i transportowego do wykorzystania w innych częściach gospodarki, powoduje to wzrost łącznej produktywności. Produktywność to stosunek wyników do nakładów i chociaż pracownicy w pełni zdalni mogą produkować mniej na godzinę, zużywają znacznie mniej kapitału, zatem ich wpływ na łączną produktywność będzie prawdopodobnie pozytywny.

Jednak największą korzyść widzę w zmianie postawy wobec pracy osób, które mogą pracować również poza biurem. Jeśli za tę wartość są skłonni oddać 8% swoich zarobków, to znaczy że naprawdę się to dla nich liczy. Możliwość pracy zdalnej staje się największym argumentem motywacyjnym, którego nie można zmarnować, natomiast skupić się na takiej organizacji pracy, aby odbywała się bez strat produktywności i innowacyjności.

 

Iwona D. Bartczak