BiznesPracaZarządzanie

Inni też tak mają, czyli samotność menedżera…

Wiemy, że menedżerowie bywają w swoich rolach i miejscach pracy samotni… Tylko czy aby na pewno wiemy? Czy tylko tak mówimy? Czy zastanawiamy się nad przyczynami tej prawidłowości? Czy dostrzegamy kiedy samotność doskwiera szefom – zwłaszcza tym na najwyższych szczeblach zarządzania – najbardziej? Czy mamy pomysły na uniknięcie tej samotności? Lub chociaż na zmniejszenie jej „ciężaru gatunkowego”?

Osamotnienie towarzyskie

Im wyżej awansujemy tym więcej poufnych informacji znamy, tym mniej jest kwestii, o których możemy otwarcie rozmawiać i tym rzadziej mamy na rozmowy czas. Ten efekt jest wzmacniany przez fakt, że także inne osoby w organizacji rzadziej inicjują rozmowy z nami. Łatwiej przecież zagadnąć w windzie czy przy kawie kolegę niż szefa swojego szefa… Stopniowo, w miarę naszego pięcia się w górę hierarchii firmy, spada liczba zwyczajnych, codziennych interakcji ze współpracownikami.

Osamotnienie „towarzyskie” może być wprawdzie niełatwe, ale jest dość zrozumiałe, zatem z czasem przyzwyczajamy się do niego. Pomaga też krąg bliskich, przyjaznych ludzi poza firmą. Oczywiście jeżeli pielęgnujemy te relacje…

Osamotnienie decyzyjne

W miarę upływu czasu zaczynamy dostrzegać również osamotnienie „decyzyjne”. Przełożeni lub właściciele firm oczekują rozwiązań, podwładni dostarczają informacje, ale decyzje należą do nas. To my musimy je podjąć, wyjaśnić, uargumentować i zebrać plony. Kiedy plony są obfite i doskonałe jakościowo my się cieszymy, a inni z przyjemnością się w tym cieple ogrzewają.

Gorzej gdy coś poszło nie tak – popełniliśmy błąd, dostaliśmy niepełne dane albo zmieniła się sytuacja rynkowa i plony okazały się niewielkie lub nadpsute… Wtedy nasza samotność gwałtownie wzrasta. Niektórzy unikają nawet pokazywania się w pobliżu osoby, która poniosła jakąś porażkę lub choćby popełniła błąd. Bo a nuż i do mnie się to jakoś „przyklei”. Paskudne? Tak! Prawdziwe? Niestety… W dodatku wzmacnia nierzadko już obniżone poczucie własnej wartości i utrudnia jego odbudowywanie. Ale na zewnątrz trzeba „trzymać fason”, zatem pokazujemy swoją moc i pewną siebie minę.

Osamotnienie emocjonalne

Domyślacie się pewnie, że teraz pojawia się samotność „emocjonalna”, wynikająca z braku możliwości podzielenia się swoimi odczuciami i obawami. Bywa ściśle związana z podejmowaniem decyzji, ale wydaje mi się, że nie od razu jest przez menedżerów zauważana. Dopiero przedłużające się napięcie lub silny stres sprawiają, że…może chcielibyśmy z kimś pogadać o swoich uczuciach. Albo o swojej sytuacji (słowo „uczucia” nie jest zbyt popularne w biznesie…). Nawet jeśli nie wprost, to w żartach. Ale nie wypada. Czujemy, że nie powinniśmy. Wiemy, że to niesie ryzyko wyciągnięcia przez ludzi błędnych wniosków co do naszej kondycji psychofizycznej i zdolności wykonywania zadań.

Osamotnienie moralne

Myśleliście, że to już koniec? Ano nie… Właściwie to dopiero początek. Początek samotności „moralnej”. Tej najtrudniejszej, bo dotyczącej zwykle nie tylko środowiska zawodowego, ale także kręgu osób, z którymi mamy bliskie relacje rodzinne czy przyjacielskie.

Menedżerskie zadania wiążą się z podejmowaniem nie tylko trudnych czy niepopularnych, ale także „wątpliwych moralnie” decyzji. Takich, które zahaczają o nasze najbardziej osobiste wartości. To może być decyzja o zwolnieniu kogoś, kto prywatnie ma trudną sytuację życiową, albo o restrukturyzacji, która wpłynie niekorzystnie na życie wielu osób, albo o oszczędnościach, które pracownicy mogą uznać za nieuczciwe, albo o tolerowaniu pracownika, który stosuje przemoc psychologiczną, ale przynosi firmie sukcesy biznesowe. Może to być również „niedostrzeganie” łamania zasad, bo gdybyśmy zareagowali musielibyśmy się zwolnić. Albo wręcz bycie ofiarą mobbingu (tak, zdarza się również na poziomie top managementu i zarządu!).

O takich i podobnych sprawach nie tylko nie możemy rozmawiać ze współpracownikami, ale także nie chcemy rozmawiać z bliskimi. Obawiamy się, że nas potępią (choćby w myślach), że się odsuną, że ich ocena będzie dla nas bardzo surowa… Albo, że po prostu nie zrozumieją. A nasz wewnętrzny „szympans” (koncept z książki „Paradoks Szympansa”; więcej tutaj: https://przyjaznycoaching.pl/2016/02/ty-i-twoj-szympans_14.html) mówi, że będą mieli rację;-(

Boja asekuracyjna

Warto zawczasu zadbać o możliwość uzyskania wsparcia osoby, która zrozumie naszą sytuację i której nie będziemy obawiali się zwierzyć z tego rodzaju dylematów. Fajnie mieć w gronie bliskich przyjaciół kogoś, kto pełni podobne do naszej role zawodowe i nie pracuje w tej samej firmie co my (tak, by nasze dylematy nie dotyczyły tych osób). To jednak pewnego rodzaju życiowy zbieg okoliczności i relacja, której nie da się znaleźć i zbudować na cito.

Taką społecznościa jest Klub Dyrektorów Finansowych „Dialog”, a którym Wojciech Rosa, CFO w Polpharmie mówi: “Klub Dyrektorów Finansowych “Dialog” to bezpieczna przestrzeń, w której osoby odpowiedzialne za finanse mogą otwarcie dzielić się swoimi wyzwaniami, wątpliwościami i dylematami. Z ulgą odkrywamy, że inni dyrektorzy finansowi zmagają się z podobnymi pytaniami i problemami – nie jesteśmy sami w naszych przemyśleniach i spojrzeniu na rzeczywistość.” 

Alternatywą jest coach, ale…

Kiedyś napisałam na swoim blogu tekst „Coaching jak boja asekuracyjna” O tym, że dzięki boi pływam odważniej i dużo dalej niż kiedykolwiek zdecydowałabym się popłynąć bez takiego zabezpieczenia. I o tym, że coaching może być taką boją dla korzystających z niego osób. Dobry, doświadczony i sprawdzony (zaufany!) coach może być doskonałą asekuracją również dla samotnych menedżerów.

 Właśnie – doświadczony, sprawdzony, zaufany…

Moje doświadczenie jest takie: nikt nie szuka coacha na etapie dylematów moralnych. To za późno „coachingowy casting”. Kiedy znajdujesz się w trudnej sytuacji potrzebujesz mieć gotowe rozwiązanie, po które wystarczy sięgnąć. Tak, żeby wystarczył jeden telefon lub email. Bez dodatkowych wyjaśnień i uzgodnień, bez „czajenia się”, budowania relacji, uzgadniania kontraktu.  Potrzebujesz przyjaznego, wspierającego, znającego świat i biznes partnera do rozmowy. Kogoś, kogo niewiele może zdziwić.

W takich trudnych, niepewnych i silnie stresujących sytuacjach wracają do mnie klienci, którzy mnie już dobrze znają i ufają mi. Tacy, z którymi wcześniej pracowałam, którzy wiedzą, że rozumiem pojęcie „poufność”, że umiem patrzeć na świat z ich punktu widzenia i wspólnie z nimi szukać najlepszych (dla nich!) rozwiązań.

Dlatego zachęcam: jeśli planujesz rozwijać się w jako menedżer lub dotarłeś już do wysokich stanowisk wymagających gotowości na pewne osamotnienie, zadbaj o dostęp do swojej własnej boi asekuracyjnej. Znajdź, przetestuj i wybierz osobę, z którą czujesz się bezpiecznie, która jest w stanie zrozumieć Twoją sytuację i punkt widzenia oraz podejść do Twoich problemów przyjaźnie i bez oceniania… A w potrzebie już tylko wybierz jej nr telefonu.

Agnieszka M. Staroń