W ważnych sprawach obowiązuje prawo silniejszego
Prawie rok temu opublikowaliśmy w Business Dialog artykuł „Umów trzeba dotrzymywać? Na pewno?”, który rozpoczyna się tak „No, cóż praktyka świata dostarcza coraz więcej dowodów, że umowy obowiązują dopóki ktoś nie wywróci stolika. Że nie są ponad wszystko, że nie są rzeczą świętą. Umowę można w każdej chwili zakwestionować, byle pod dobrym pretekstem. Umowę społeczną czy biznesową czy polityczną, spisaną lub zwyczajową. A jeżeli umowy nie gwarantują uzgodnionych warunków, to zostaje tylko … siła i władza.”
Dzisiaj mamy kolejne argumenty na rzecz powyższej tezy. Umowy, reguły, konstytucje obowiązują dopóki są wygodne dla silniejszego gracza lub lobby interesów, a jak przestają to …. zmienia się lub zawiesza umowy czy prawa, a wszystko z użycie propagandy jakoby dla dobra wspólnego, przepraszam za przejęzyczenie, dobra wyższego.
W tym tygodniu obie izby parlamentarne Szwajcarii głosowały za odrzuceniem rządowej pomocy w wysokości 109 mld franków szwajcarskich (122,82 mld dolarów), a docelowo 250 mld franków, na transakcję między dwoma największymi bankami w kraju: przejęcia upadającego Credit Suisse przez UBS. Oczywiście, ten sprzeciw jest zupełnie bez realnego znaczenia, ponieważ decyzja została podjęta na podstawie przepisów nadzwyczajnych, w których akcjonariusze czy parlamentarzyści nie mają nic do powiedzenia.
Ma znaczenie symboliczne. Pokazuje ile jest warta szwajcarska demokracja, szczycąca się najstarszym rodowodem w świecie. Siedem osób zdecydowało o wsparciu tego przejęcia ogromna kwotą, stanowiącą ¼ PKB tego kraju. Oznacza ono likwidację ok. 11 000 miejsc pracy. Podważa zaufanie do całego szwajcarskiego sektora finansowego. Odzwierciedla interesy jednej grupy społecznej. I parlament nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Stosowanie takich nadzwyczajnych przepisów, obalających przepisy antymonopolowe, jest problemem dla szwajcarskiej demokracji i rządów prawa.
Być może parlament podjąłby taką samą decyzję jak urzędnicy…… ale nie dano mu takiej szansy. Czy to był wyraz nieufności do reprezentantów społeczeństwa, że nie rozumieją dziejących się na rynku finansowych wydarzeń czy prosta banalna przemoc, gdy trzeba ratować interesy silniejszych?
Wydarzenia w Szwajcarii stawiają to pod znakiem zapytania każdą demokrację i nie tylko w sprawie postępowania w sprawach finansowych.
Owe nadzwyczajne przepisy – istniejące w Szwajcarii od 2000 roku – zostały wcześniej wykorzystana w czasie pandemii covid do egzekwowania ograniczeń i ponownie w zeszłym roku do udzielenia szwajcarskiemu producentowi energii linii kredytowej.
W szwajcarskiej dyskusji wielokrotnie wiązano aktualną sytuacją działania poza metodami demokratycznymi właśnie z przemocą związaną z ograniczeniami covidowymi. Szczególnie przypomina wydarzenia w Kanadzie, również szczycącej się demokracją. W lutym 2022 roku, gdy w Kanadzie ciągle obowiązywały drakońskie przepisy antypandemiczne, próbowano zmusić kierowców ciężarówek do szczepień, co spowodowało ich bunt idący aż do blokowania stolicy. Ruch kierowców wspierał co trzeci Kanadyjczyk, w zasadzie był to ruch nie tyle przeciw szczepionkom, co za przywróceniem trwałych wolności osobistych.
Premier został wraz z rodziną ewakuowany przez służby specjalne ze stołecznego mieszkania w obawie o jego bezpieczeństwo, a rząd Kanady sięgnął wtedy po nieużywane nigdy wcześniej przepisy z ustawy o sytuacji nadzwyczajnej z 1988 r. Protestujący tracili dostęp do swoich kont bankowych, były mrożone ich karty kredytowe, czy też ubezpieczenia. Oczywiście, protest upadł.
Być może rząd miał rację, choć wszystkie późniejsze fakty związane z pandemią, mówią, że podejmowane wtedy działania nie były trafne. Jednak ważniejsze jest to, że w demokratycznym kraju w ważnej sprawie znów uznano demokratycznie wybrane władze za niewystarczające do rozwiązania problemu. I zastosowano przemoc.
Ale nie trzeba wydarzeń nadzwyczajnych. W Polsce 1/4 budżetu państwa jest poza kontrolą parlamentu, mimo że to właśnie sejm jest narzędziem społeczeństwa do kontroli wydatków urzędników i polityków. Budżet państwa jest planem finansowym rządu w randze ustawy akceptowanej przez parlament. Chyba że część – w Polce 1/4 – jest ukryta przed sejmem.
Wspomiany na początku artykuł kończył się optymistycznym przypuszczeniem, że w tej nadzwyczajne sytuacji upadku praw i umów „tylko na drugiego człowieka możemy liczyć……. zwłaszcza jeśli nie zawarliśmy z nim żadnej umowy”.
Dzisiaj zastanawiam się, czy nie warto całkowicie zerwać tę demokratyczną scenografię, aby po prostu przemoc była widoczna a nie zawoalowana. Przynajmniej nie będzie nas zaskakiwać.
Iwona D. Bartczak