Wyobrażenia cokolwiek przestarzałe, czyli europejska ekonomia
W książce „Ekonomia to stan umysłu” Andrzej Leder argumentuje, że kraje Europy okopały się w przestarzałych wyobrażeniach o globalnej gospodarce. Leder jest filozofem, ale jego wnioski mają strategiczne znaczenie dla naszych przedsiębiorstw. Czy my też patrzymy w złą stronę analizując trendy i tworząc plany?
Krótka refleksja nad niedawnymi koncepcjami ekonomicznymi pokazuje, jak łatwo dać się oślepić pysze i myśleniu wsobnemu. Sięgnąłem po podręcznik ekonomii Williama Nordhausa i Paula Samuelsona z czasów moich studiów na Uniwersytecie Łódzkim. Autorzy przedstawiają kanon teorii ekonomicznych lat 80-tych wdrażanych z entuzjazmem w czasie przemian ustrojowych w Polsce. Czytałem ten podręcznik na studiach, lecz teraz zaskoczyła mnie buta i brak wyobraźni amerykańskich profesorów sugerujących, że znają prawa ekonomiczne pozwalające przewidzieć i kontrolować globalną gospodarkę. Po załamaniu międzynarodowego systemu finansowego w 2008 roku, nieodpowiedzialnej polityce fiskalnej lat pandemii i rosnącej wrażliwości łańcuchów dostaw, trudno poważnie traktować tak pewnych siebie ekonomistów.
Andrzej Leder tłumaczy, że ekonomia to raczej język, stan umysłu pokazujący nasze wyobrażenia i pragnienia niż nauka wyjaśniająca prawa społeczne. Nordhaus i Samuelson wyobrażali sobie gospodarkę globalną poddaną hegemonii USA, gdzie pieczę nad stabilnością sprawują technokraci banków Rezerwy Federalnej. Stąd ich górnolotne koncepcje zaprzeczające doświadczeniu następnych dekad. Czy my popełniamy podobny błąd? Wiele spośród nas wyobraża sobie rosnącą bez końca gospodarkę Polski i stale bogacące się społeczeństwo. Dołączyliśmy niedawno do krajów rozwiniętych, które przez pięćdziesiąt lat doświadczyły niesamowitego przyspieszenia hiperkapitalistycznego społeczeństwa konsumpcji. Chcielibyśmy, żeby ten system dalej przynosił nam pozytywne efekty. Razem z sąsiednimi krajami zamykamy się w Festung Europa i nie chcemy choćby wyjrzeć poza mury twierdzy.
Trzymanie się wyobrażenia o kontynuacji obecnego systemu ekonomicznego wymaga coraz głębszej ślepoty. Polska dołączyła do gospodarki konsumpcji zbyt późno. Myśleliśmy, że ten system jest stabilny i chcemy dalej weń wierzyć. Chcieliśmy wierzyć, nawet gdy z szokiem patrzyliśmy na płonące wieże WTC czy kruchość amerykańskich korporacji finansowych w 2008 roku. Z niedowierzaniem obserwowaliśmy nieodpowiedzialne decyzje gospodarcze amerykańskich polityków jak luzowanie ilościowe, sankcje i wojna taryfowa czy tzw. „helikopterowe pieniądze” w okresie pandemii COVID-19. Irytowało nas, że Europa osuwa się na pobocze historii, wykazując brak wizji, ociężale podążając za działaniami USA.
Wszystkie te zdarzenia spychamy na bok jako wypadki, incydenty, na które trzeba zareagować, ale nie świadczą o większych trendach. Zauważmy dzisiaj jak mało uwagi poświęcamy kluczowym problemom, zajmując się drobnymi problemami wewnętrznymi, choć nawet oficjalne raporty pokazują inną rzeczywistość. Według World Risk Report (https://www.weforum.org/publications/global-risks-report-2024/) top 10 trendów to klimat i zasoby naturalne, niestabilność systemów informatycznych, wymuszona migracja i polaryzacja społeczna. Ile czasu i środków poświęcamy na dostosowanie naszych przedsiębiorstw do tych zagrożeń?
Czy stać nas na dalsze poddawanie się nostalgii, trzymanie się starych wyobrażeń i związanych z nimi instytucji, które uniemożliwiają nam dostosowanie do zmieniającego się świata? Andrzej Leder skłania się ku tezie niemocy naszego społeczeństwa widząc ogrom pracy jakiej wymagałoby zmienienie języka ekonomii. W korespondencji ze mną określił się jako zwolennik „optymizmu apokaliptycznego.” Być może wyzwanie jest przytłaczające, lecz odruchem ekonomisty jest szukać rozwiązań.
Gdzie szukać nowej wizji, nowego języka ekonomii, który wyzwoli nas z błędnego koła kapitalistycznych cykli wzrostowych i umożliwi dostosowanie do globalnych trendów?
Odpowiedź znajduję w kolejnej książce poświęconej teorii społecznej, „Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje” autorstwa niemieckiego filozofa i koreańskich korzeniach Byung-Chul Han. Posługuje się on koncepcją Innego, czyli tego kogo nie rozumiemy, kogo się boimy, przed kim się bronimy. Pokazuje, że wsobna kultura globalnej północy skłonią nas do zastąpienia Innego nami samymi, do narcystycznego skupienia na naszym zdrowiu i osiągnięciach. W kolejnych esejach pokazuje konsekwencje tej niekorzystnej zmiany wyobrażeń kształtującej nasze społeczeństwo. Wracając jednak do problemu zaślepienia i niemocy w dostosowaniu naszej gospodarki do globalnych trendów, eseje Byung-Chul Han sugerują, że zauważenie Innego poza nami, nowego, obcego Innego może odblokować nasze myślenie.
Jakiego Innego potrzebujemy zauważyć? Takiego, który dostosowuje się do zmian, jest lepszy od nas, przez co zagraża nam i może skłonić nas do wysiłku, nauki, zmiany. Nie jest nim płeć bokserek olimpijskich, lewactwo czy PIS, Putin czy Trump, ani żadne inne twory społeczeństw globalnej północy. Zatem kto? Niektórzy wskażą Chiny i Indie zamieszkałe przez 3 miliardy ludności, czyli dwa razy więcej niż wszystkie kraje rozwinięte razem wzięte. Jednak kraje te zdecydowały się podążać ścieżką krajów północy i opierają się na tych samych instytucjach. To nie jest Inny.
Myślę, że powinniśmy spojrzeć na południe, gdzie dwa miliardy ludzi są wystawione na najostrzejsze efekty zmian klimatu a północne kraje walczą o złoża mineralne. W skali globu podobno 10% ludności kontroluje 75% bogactwa i zgarnia połowę dochodu (https://www.weforum.org/agenda/2021/12/global-income-inequality-gap-report-rich-poor/ ). Dane migracyjne pokazują, jak wielu mieszkańców południa musi opuścić swoje kraje, przenosząc się do krajów sąsiednich. Niektórzy, bardziej zamożni lub zdeterminowani, docierają nawet pod mur graniczny USA czy wielką fosę Europy, Morze Śródziemne. To oni mogą być Innymi, jeśli ich zauważymy. Co oni widzą, czego my nie chcemy zobaczyć?