Ci, którzy nie pamiętają o przeszłości
W ostatnich dniach historia zatoczyła koło.
Pod pretekstem walki z migrantami zamykamy granice tak niedawno przecież otwarte!
Niedawno, bo zaledwie w 2007 roku Polska przystąpiła do strefy Schengen, co umożliwiło swobodne przemieszczanie się osób między krajami należącymi do tej strefy bez konieczności przeprowadzania kontroli granicznych na wewnętrznych granicach państw członkowskich.
Jednakże w ostatnich dniach Polska i wiele innych krajów wprowadziło kontrolę na swoich granicach w związku z obawą przed masowym przemieszczaniem się migrantów. To kolejny raz po 2020 roku, kiedy wprowadzono tymczasowe ograniczenia w przemieszczaniu się między państwami członkowskimi UE z powodu pandemii Covid. Wtedy wprowadzono wymóg przedstawienia negatywnego wyniku testu na Covid, zaświadczenia o szczepieniu lub przebyciu choroby dla osób podróżujących. Teraz trzeba przedstawić dokumenty potwierdzające odpowiednie obywatelstwo i wizę.
Podobnie jak wtedy, gdy granice były zamknięte przed 2007 rokiem i w 2020 roku, wielu robi na tym interes, zarówno zamykający granice, jak i próbujący te obostrzenia nie legalnie obejść. Obie te grupy zbijają na tym interes, a cierpią obywatele i biznes.
Miejmy nadzieję, że sytuacja szybko wróci do normy i ograniczenia w przemieszczaniu się zostaną zniesione. Ale …no właśnie, historia zatoczyła koło.
Europa przed drugą wojną światową była – podobnie jak dziś – w stanie politycznym i społecznym, który charakteryzował się niestabilnością
i radykalizacją nastrojów społecznych. Początkowo systemy demokratyczne wprowadzone w większości krajów wydawały się stabilne, co znowu podobnie jak w ostatnich latach wiązało się z wejściem Europy w połowie lat dwudziestych w okres dobrej koniunktury gospodarczej. Przyniosła ona wtedy i w ostatnich latach poprawę jakości życia i przyczyniła się do stopniowego zaniku traumy wtedy wywołanej I Wojną Światową. Niespodziewany kryzys gospodarczy, który wybuchł w październiku 1929 roku, pokazał jak niestabilny jest europejski spokój. Brak poczucia pewności i perspektyw rozwoju gospodarczego sprawił, że w wielu krajach zaczęły zyskiwać na znaczeniu ugrupowania skrajnie narodowe lub lewicowe, które głosiły populistyczne hasła, wskazywały wrogów zaistniałej złej sytuacji oraz oferowały pozorne rozwiązania sytuacji. Społeczeństwa nie przeciwstawiały się zbyt stanowczo tym ruchom, same się radykalizowały, wskutek czego wiele krajów poszło w stronę rządów autorytarnych. Krajami tymi były m.in. Hiszpania, Portugalia, Turcja, Grecja, Bułgaria, Rumunia, ale i Węgry oraz Polska, a także Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia. Częściowo zachowywane pozory demokracji faktycznie były wykorzystywane do wprowadzania rządów autorytarnych, a władza była koncentrowana w rękach osób mających samodzielny wpływ na życie krajów. Spowodowało to pojawienie się dyktatur totalitarnych we Włoszech, w Związku Sowieckim i Niemczech.
Obecnie po latach dynamicznego rozwoju gospodarczego, próbach uzdrowienia gospodarki po turbulencjach pandemii Covid, właśnie wchodzimy w okres “niespodziewanego” kryzysu gospodarczego, który wybuchł w lutym 2022 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę. Ta inwazja pokazała dobitnie jak niestabilny jest europejski rynek, kiedy zostanie odcięty od łańcuchów dostaw z Azji i Rosji. Znowu widzimy brak poczucia pewności i perspektyw rozwoju gospodarczego, co przyczynia się do wzrostu popularności ugrupowań narodowych i lewicowych. Znowu głoszone są populistyczne hasła, wprowadzane są proste rozwiązania zwiększające wydatki na obronność, działania pozornie poprawiające poziom życia ludności, bezpieczeństwo – wszystko w celu uzyskania poparcia przez ludzi chętnych do skupienia władzy w jednych rękach.
Być może społeczeństwo nie pamięta o historii i dlatego nie przeciwstawia się …
Czy chcemy powtórki z przeszłości?
Bartosz Radziszewski