BiznesIT

Siła (?) tradycji Ferrari, czyli ile AI, ile powściągliwości

Przyjechałem wczesnym rankiem do Maranello. Wysiadłem z taksówki pod fabryką Ferrari. Do pracy szli właśnie pracownicy pierwszej zmiany, ubrani w czerwone kostiumy. Na parkingu przed fabryką nie widać błyszczących modeli tego kultowego auta. Stoją tam normalne samochody i dziesiątki motorowerów. Na każdym z nich jednak widnieje naklejka z czarnym koniem na żółtym tle. Na zaproszenie Hult Business School prowadziłem wykłady o transformacji cyfrowej. Ale jak mówić do tych ludzi o innowacji, skoro zespoły inżynierów są tak innowacyjne? Czy nie jest to trochę dziwne?

Historię Ferrari opisują dziesiątki książek, filmów i seriali. Ta potężna marka ma w sobie coś magicznego. Czaruje niedostępnością, prestiżem oraz najbardziej wyrafinowaną technologią. Koło fabryki znajduje się muzeum. Można tam obejrzeć niesamowite egzemplarze. Każdy z nich ma swoją historię. O każdym można powiedzieć, że był wyjątkowy w momencie premiery. Pracownicy w fabryce znają swoje miejsce i perfekcyjnie zarządzają zadaniami. Nie ma miejsca na niedociągnięcia.

W centrum konferencyjnym ściany zdobią zdjęcia z rajdów, postery reklamowe, a na telewizorach wyświetlane są wzorowo przygotowane filmy, w których bohaterem jest samochód i jego osiągi. Rozmawiając z ludźmi z Ferrari, czujesz, że kultura organizacji jest prawdziwa. Oni naprawdę są dumni z miejsca, w którym pracują, i z marki, którą reprezentują. Twórca marki, Enzo Ferrari, jest wymieniany przy każdej okazji. Imię to usłyszałem w ciągu dwóch dni ze 100 razy.

Ale czy taka firma ma wyzwania związane z transformacją cyfrową? Oczywiście, że tak. Jak każda inna. Powodem są zmieniające się potrzeby klientów oraz demograficzna zmiana na świecie. Młode pokolenie nie ma życiowego celu – posiadania Ferrari. Zmiany wynikające z zakazów używania chemikaliów do farb czy materiałów syntetycznych komplikują produkcję. Wyzwania są wszędzie. Najtęższe głowy doradzają tej marce i jej liderom, jak się mają zmienić, dostosować do szału AI czy IoT. Proponują najbardziej zaawansowane rozwiązania technologiczne. Każdy chce być częścią tej historii.

To, co wybrzmiewa z dyskusji, daje się przewidzieć. Jak adresować te zmiany zewnętrzne, ale wciąż zachować spójność marki i jej unikalność? Czy jeśli zrobimy kolejną aplikację typu connected car, to będzie ona w jakikolwiek sposób zbliżała markę do oczekiwań rynku? Czy powinniśmy myśleć o obniżeniu kosztów, czy jednak klient na to nie zwraca uwagi, gdy decyduje się na wejście „do rodziny”? A co z serwisem – czy zmienić koncepcję akredytacji napraw, czy może rozbudować sieć franczyzową? Czy dane, które mamy, możemy monetyzować, czy jednak pozostać w trybie pull (klient sam przychodzi, nie jest zaczepiany)? Ale jednak pokusa jest duża. Przecież mogliby dosprzedać za kilkaset milionów rocznie.

Regulacje Unii Europejskiej w zakresie emisji spalin, CO2 czy ilości decybeli dopuszczalnych na drogach miejskich są jak wyrok śmierci. A jak zrobić, aby elektryczny pojazd brzmiał jak Ferrari?

Te wszystkie problemy są jednak niczym w porównaniu do najważniejszego. Ta firma ma wartości. Żyje tymi wartościami. A transformacja cyfrowa musi je zmieniać. Przykład? Klient, który zamawia samochód za milion czy dwa, jest zapraszany na kastomizację do fabryki. Czy jeśli zrobimy wirtualnego asystenta i wirtualną rzeczywistość, będzie tak samo? Czy nie stracimy tego doświadczenia? Czy jeśli klient zamiast rozmawiać z inżynierem będzie wystawiony na czat AI, to czy nie poczuje się niedoceniony? Czym się będziemy różnili od innych, masowych marek?

Tradycja w starciu z nowoczesnością. Moda, zdrowy rozsądek vs pokusa nowoczesności. W przypadku tej marki dylemat jest potężny. Ale czy w innych miejscach czasem nie jest podobnie, tylko że realizując transformację, nie myślimy o konsekwencjach – dla wartości?

Zdjęcie zrobione 24 godziny temu. Kultowy model z lat 80. XX wieku. Na 40. rocznicę powstania marki Ferrari. Był tak pożądany, że samo bycie na liście zamawiających dawało prestiż.

Dedykuję je wszystkim liderom, którzy muszą myśleć o konsekwencjach wprowadzania zmian w organizacji. Są konieczne, ale trzeba dużej mądrości, aby wdrożyć je i przy okazji nie zepsuć tego, co najważniejsze.

Aleksander Poniewierski

 

 

Od redakcji.  Artykuł najpierw ukazał się w blogu autora Aleksander Poniewierski Consulting Tytuł i wyróżnienia od redakcji BD.