Gospodarka, w której człowiek coś znaczy
Miałem ostatnio przyjemność przeczytać niezwykłą książkę pt. “Małe jest piękne. Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy”. Jej autorem jest brytyjski ekonomista niemieckiego pochodzenia Ersta Friedricha Schumachera.
Wśród wielu esejów w tym zbiorze jest jeden o intrygującym tytule: Ekonomia według Buddy. Co buddyzm może mieć wspólnego z ekonomią? Buddyzm kojarzy się z duchowością, ekonomia zaś z koncepcjami materialnego wzrostu. Buddyści widzą źródło ludzkiego cierpienia w bezsensownych pragnieniach i żeby się od nich uwolnić na co dzień praktykują uważność, medytację, współczucie i miłość. Tradycyjna ekonomia zaś zachęca do materialnego bogactwa i pragnień, w których ludzie próbują gromadzić więcej rzeczy, aby zaspokoić te pragnienia. Ekonomiści (przynajmniej ci tradycyjni) myślą głównie o wzroście produkcji i stymulowaniu konsumpcji jako o siłach napędzających świat. Czy da się pogodzić te dwa światy?
Schumacher pisze: “dobrobyt materialny nie jest wrogiem zdrowia duchowego, przeciwnie, jest jego naturalnym sprzymierzeńcem”. Można pogodzić wartości moralne z zaletami współczesnej gospodarki, choć dostrzega przepaść dzielącą ekonomię tradycyjną z buddyjską.
Tradycyjni ekonomiści, według Schumachera, “uważają – zupełnie bezpodstawnie – że posiedli wiedzę absolutną i niepodważalną. Są tacy, którzy poszli jeszcze dalej i twierdzą, iż podobnie jako prawo powszechnego ciążenia, tak i prawa ekonomii działają niezależnie od filozofii i nie podlegają wartościowaniu”. Według tychże ekonomistów „dobra są ważniejsze niż ludzie, a konsumpcja jest ważniejsza niż działalność twórcza”.
Dalej Schumacher porównuje zasadnicze kwestie ekonomiczne z obu perspektyw: tradycyjnej ekonomii i ekonomii buddyjskiej.
O pracy
Ekonomiści obu nurtów zgadzają się, że źródłem wszelkiego dobrobytu jest praca. Problemem jest trudność w znalezieniu naprawdę satysfakcjonującej pracy, takiej która byłaby źródłem radości i szczęścia, a także zgodnej z naszym poczuciem celu. Schumacher kreślił tło tego problemu w następujący sposób:
“Współczesnego ekonomistę wychowano w wierze, że praca to zło konieczne. Z punktu widzenia pracodawcy jest to wydatek, który należy ograniczyć do minimum, o ile nie wyeliminować całkowicie przez automatyzację. Z punktu widzenia pracownika natomiast praca jest niewygodą: pracować znaczy poświęcać własną wygodę i przyjemność; niejako rekompensatą za to poświęcenie jest płaca. Ideałem byłoby z punktu widzenia pracodawcy prowadzić produkcję bez pracowników, a z punktu widzenia pracowników – otrzymywać dochód bez wykonywania pracy”.
“Konsekwencje tego nastawienia zarówno w teorii, jak i w praktyce są bardzo daleko idące. Jeżeli ideałem byłoby pozbycie się pracy, to każdy zabieg prowadzący do zmniejszenia “obciążenia” pracą jest rzeczą cenną. Obok automatyzacji zabiegiem o największych możliwościach jest “podział pracy”… I nie idzie tu o zwyczajną specjalizację, uprawianą przez człowieka od niepamiętnych czasów, lecz o podział procesu produkcji na możliwie najmniejsze elementy. Podział, który zapewnia najszybsze uzyskanie produktu finalnego, przy czym udział robotników polega na wykonywaniu wciąż tego samego, błahego ruchu, zwykle nie wymagającego nawet nadzwyczajnej sprawności.”
Schumacher kontrastuje to ujęcie pracy według klasycznej ekonomii z podejściem buddyjskim:
“Według religii buddyjskiej praca ma co najmniej potrójną funkcję: daje człowiekowi szansę, by wykorzystał i rozwijał swoje umiejętności, pomaga mu w przezwyciężeniu egocentryzmu przez uczestnictwo w realizacji wspólnego celu, no i daje w rezultacie dobra i usługi potrzebne do godziwego życia”.
“I znowu konsekwencje takiego ujęcia są ogromne – system, który pozbawiłby pracę znaczenia, sprawiając, że stawałaby się nudna, daremna lub wyczerpująca nerwy – graniczyłby z przestępstwem. Oznaczałoby to bowiem, że organizator pracy bardziej dba o produkt niż o ludzi, czyli wykazuje grzeszną obojętność na dobro bliźniego i zubożające duchowo przywiązanie do najprymitywniejszej sfery ziemskiego bytowania. Z drugiej strony tęsknota, by nie pracować, uznana byłaby za zupełne niezrozumienie jednej z podstawowych prawd o naturze ludzkiej, głoszącej, że praca i wypoczynek są wobec siebie komplementarne i rozdzielenie ich może się odbyć tylko kosztem odebrania pracy radości, a wypoczynkowi – rozkoszy.”
“Z punktu widzenia buddyzmu istnieją więc typy mechanizacji, które należy koniecznie odróżnić: pierwszy, pierwszy uwydatniający wagę umiejętności i możliwości człowieka, i drugi, który pracę człowieka przekazuje maszynie, a z człowieka czyni jej służącego”.
Dla Schumachera jest oczywiste, że “ekonomia buddyjska musi bardzo różnić się od ekonomii Zachodu, gdyż dla buddyzmu istota cywilizacji tkwi nie w mnożeniu potrzeb, lecz w doskonaleniu charakteru człowieka. Charakter ten jest przede wszystkim formowany przez pracę. Praca natomiast, o ile zorganizowana jest w sposób nie zagrażający wolności człowieka i jego godności, błogosławi tych, którzy ją wykonują, i ich wytwory”.
Schumacher cytuje J. C. Kumarappa:
“Praca właściwie oceniona i zastosowana jest tym dla wyższych funkcji człowieka, czym pożywienie dla ciała. To ona utrzymuje przy życiu i ożywia wyższą istotę człowieka i skłania go, by dawał z siebie wszystko. Ona naprowadza jego wolną wolę na właściwą ścieżkę i oswaja zwierzę drzemiące w człowieku. To ona stanowi grunt, na którym człowiek może dawać wyraz uznawanej przez siebie skali wartości oraz rozwijać osobowość”.
Jak bardzo aktualne są myśli Schumachera szczególnie dzisiaj. Jeśli buddyści mają racje twierdząc, że charakter człowieka kształtuje się przez pracę – wierzę, że tak jest – jakie konsekwencje dla świata przyniesie powszechna automatyzacja, robotyzacja i przejmowanie zadań człowieka przez maszyny?
Czy dochód podstawowy będzie rozwiązaniem?
Czy stworzymy system, w którym niepracujący będą mogli osiągniąć poczucie przynależności, poważanie ze strony bliźnich, spełnienie?
O konsumpcji
Schumacher zauważał dominację kultury konsumpcyjnej (niewiele się od tego czasu zmieniło) oraz troskę ekonomisty tradycyjnego przede wszystkim o produktywność. Dostrzegał wartość buddyzmu tkwiącą w jego prostocie i łagodności.
“O ile materialistę interesują przede wszystkim rzeczy, o tyle buddystę – wyzwolenie człowieka. Ale to jest “ścieżka pośrednia”, bynajmniej nie stojąca w sprzeczności z dobrobytem materialnym. To nie dobrobyt stoi na drodze do wyzwolenia, lecz nadmierne przywiązanie do bogactwa; nie radość jaką mogą dać rzeczy, lecz ich pożądanie. Tak więc motywami przewodnimi buddyjskiej ekonomii są prostota i łagodność. Z punktu widzenia ekonomisty buddyjski styl życia to swoisty cud racjonalizmu – nadzwyczaj skromne środki prowadzą do nadzwyczaj pożądanych celów ”.
Ta koncepcja, argumentuje Schumacher, jest niezwykle trudna do uchwycenia przez ekonomistę z kultury konsumpcyjnej.
“Dla współczesnego ekonomisty to wszystko jest bardzo trudne do zrozumienia. On przywykł do mierzenia “stopy życiowej” sumą rocznej konsumpcji i zakłada, że temu, kto konsumuje więcej, powodzi się lepiej niż temu, kto konsumuje mniej”.
“Dla ekonomisty buddyjskiego takie ujęcie sprawy wydawałoby się całkowicie nielogiczne: skoro konsumpcja jest tylko jednym z elementów dobrego samopoczucia człowieka, to znaczy, że celem powinno być uzyskanie jak największego zadowolenia, przy jak najmniejszej konsumpcji”.
“Posiadanie i używanie rzeczy jest środkiem do celu, a ekonomia buddyjska jest systematyczną analizą, jak osiągnąć dany cel minimalizując środki. Współczesna ekonomia uważa jednak, że to konsumpcja jest jedynym, ostatecznym celem i powodem wszelkiej działalności gospodarczej, a środki do niego prowadzące to: ziemia, siła robocza i kapitał”.
Prostota i łagodność, ale też brak przemocy, argumentuje Schumacher, to źródła ludzkiej satysfakcji.
“Optymalny model konsumpcji, który zapewnia wysoki stopień satysfakcji życiowej przy stosunkowo niskim poziomie spożycia, umożliwia życie bez wielkich napięć i nacisków. Stwarza przesłanki dla przestrzegania głównego zalecenia nauk Buddy: “Zaprzestańcie czynić zło; starajcie się czynić dobro”. Zasoby rzeczy są wszędzie ograniczone i ludzie o umiarkowanych potrzebach mniej są skłonni skakać sobie do gardeł, niż ci, którzy muszą mieć coraz więcej i więcej. Tak samo, mniej jest prawdopodobne, że ruszą na wojnę członkowie niewielkich, w dużym stopniu samowystarczalnych społeczności, niż ludzie, których istnienie uzależnione jest od światowego handlu”.
Schumacher pisząc swój esej blisko 50 lat temu przewidział współczesną falę poparcia dla zrównoważonych produktów lokalnych:
“Dla buddyjskiego ekonomisty najsensowniejszym rozwiązaniem jest produkcja oparta na lokalnych surowcach. Ekonomista buddyjski będzie twierdził, że zaspokojenie potrzeb człowieka ze źródeł odległych zamiast z bliskich jest oznaka choroby, a nie zdrowia”.
O zasobach naturalnych i separacji
Schumacher zwracał uwagę, że system gospodarczy nie uwzględniający ograniczeń wynikających z ekologii, którego celem jest bezwzględny wzrost w oparciu o ograniczone zasoby ziemi jest nie do utrzymania w długim okresie. Z dzisiejszej perspektywy podział na surowce odnawialne i nieodnawialne już wydaje się jasny.
Innym problemem, który Schumacher widział, był problem oddzielenia człowieka od natury.
Najbardziej podstawową cechą ekonomii buddyjskiej jest postrzeganie „ludzi współzależnych między sobą i naturą”. Schumacher cytuje Bertranda de Jouvenela, który mówił:
“Nie wygląda na to, żeby [współczesny człowiek] zdawał sobie sprawę, że życie ludzkie jest nierozłączną częścią systemu ekologicznego, składającego się z wielu rozmaitych form życia. To poczucie wspólnoty z ekosystemem umiera, ponieważ światem rządzą ludzie z miast, gdzie człowiek odcięty jest od innych form życia poza własną. To wszystko powoduje, że rzeczy, od których najbardziej jesteśmy uzależnieni – jak woda i drzewa, traktowane są bezwzględnie i bez wyobraźni”.
“Nauki Buddy nakazują szacunek i dbałość nie tylko wobec istot żywych, lecz również – i to jest mocno podkreślane – wobec drzew”.
Połączenie wschodniej mądrości z współczesną ekonomią oferuje bardzo ciekawą perspektywę. Wartość buddyjskiego podejścia do ekonomii wydaje się dzisiaj niezaprzeczalna, i uważam warta przyswojenia i praktyki przez świadomych liderów.
Schumacher zachęca do studiowania ekonomii buddyjskiej tych, którzy uważają, że rozwój gospodarczy jest ważniejszy od jakichkolwiek wartości moralnych. Na koniec autor konkluduje: “Nie idzie tu o przeciwstawienie “nowoczesnego wzrostu” i “tradycyjnej stagnacji”. Celem jest odnalezienie właściwej drogi rozwoju – odnalezienie “właściwej żywotności “- czyli drogi pośredniej między czysto przyziemnym społeczeństwem a nieruchomym, konwencjonalnym społeczeństwem.
Powinniśmy dążyć do rozwoju takiej gospodarki, w której człowiek coś znaczy.
Grzegorz Floriański