Ropa czy gaz są zastępowalne, mikroprocesorów nie zastąpi nic
Wielkie emocje wzbudzają ceny i dostępność surowców energetycznych, węgla, gazu, słońca, wiatru, oraz idące za tym ceny energii. Energia dzisiaj jest składnikiem niemal każdej czynności, usługi, produktu, ale też zmienną polityki ekonomicznej, geopolityki i zależności społecznych. Zatem słusznie tam kierujemy reflektor naszej troski, ale jest dziedzina, której powinniśmy przyglądać się jeszcze uważniej – autorstwo, produkcja i dystrybucja mikroprocesorów.
O ile jeden surowiec energetyczny czy technologię wytwarzania można zastąpić innym surowcem czy technologię i na końcu zawsze dostaniemy to samo – energię, o tyle niczym nie da się zastąpić chipów, nie ma żadnych substytutów tego komponentu. Można co najwyżej zaślepić miejsce, w którym go brakuje i wyrzec się funkcji, którą obsługuje, jak obecnie robi się w nowych samochodach. Jednak ten podstawowy zestaw mikroprocesorów musi być, aby samochód pojechał. Dzisiaj mikroprocesory są we wszystkim. Bez nich również energii nie da się wyprodukować i dystrybuować, jakakolwiek byłaby to technologia.
I akt dramatu – Jak wygląda łańcuch wartości w branży mikroprocesorów?
Know how architektury chipów jest w zdecydowanej większość w USA, Amerykanie również są ich największymi dostawcami (47% światowej sprzedaży), ale nie potrafią ich produkować, czyli drukować (zaledwie 12% światowej produkcji jest w USA).
Około 70% światowej produkcji jest na Tajwanie.
Chińczycy są jeszcze w tyle w projektowaniu i produkcji zwłaszcza zaawansowanych mikroprocesorów, ale dostali mocny bodziec do rozwijania tej branży, gdy Amerykanie wymogli na tajwańskim TSCM wstrzymanie dostaw chipów do Huawei. Chińczycy chcą być samowystarczalni i raczej należy się spodziewać, że im się to uda.
Kluczowe maszyny do produkcji chipów i części do nich powstają w Europie, w Holandii i Niemczech i raczej nie mają konkurencji.
Czyli jest to łańcuch bardzo rozciągnięty geograficzne i bardzo, ale to bardzo podatny na politykę.
II akt dramatu – Rywalizacja mocarstw i gra o Tajwan
Świat jest zdominowany przez rywalizacji amerykańsko-chińską, Amerykanie sami wyhodowali sobie równorzędnego konkurenta, pozwalając na przyjęcie go Światowej Organizacji Handlu i przymykając oko na gigantyczny transfer technologii do tego kraju.
Chińczycy są mocarstwem, które chce odzyskać Tajwan, który traktuje jako część – zbuntowaną – swojego terytorium, zrywając stosunki dyplomatyczne z każdym, kto uzna suwerenność Tajwanu. Chiny wreszcie mają siłę militarną, które mogą użyć, aby zakończyć tę niemal stuletnią wojnę domową. Chiny zwielokrotniły liczbę naruszeń strefy Tajwanu, wysyłając tam okręty, myśliwce i bombowce, kwestionując siłę amerykańskiej obecności wojskowej w regionie.
Wygląda na to, że chiński prezydent Xi Jinping, który poniósł niewiele konsekwencji za represje w Hongkongu i agresywne działania na Morzu Południowochińskim i który jest przekonany, że Stany Zjednoczone są w nieubłaganym upadku, czuje się ośmielony, by zwiększyć tempo zjednoczenia z Tajwanem.
Chodzi o ten Tajwan, ten który produkuje 70% mikroprocesorów, niezbędnych amerykańskim i europejskim korporacjom, nie posiadających większych zdolności produkcyjnych w tym zakresie.
III akt dramatu – Świat chciałby, aby produkcja chipów była bardziej rozrzucona po świecie, bo to zwiększy bezpieczeństwo dostaw.
Szczególnie Amerykanie pracują nad zwiększeniem tych zdolności na swoim terytorium. Co nie idzie szybko i ze względu na szachowanie rządu w celu wyciągnięcia finansowania na budowę fabryk, i ze względu na brak ludzi, kompetencji, itd.
Europa też zabiega o tę produkcję, przedstawiciele amerykańskiego Intela był m.in. w Polsce, a przedstawiciele tajwańskiego TSMC na Litwie, w Czechach, na Słowacji. Stąd niezwykle odważne gesty tych państw włącznie z powoływaniem placówek z nazwą „Tajwan”, co wywołuje wściekłe reakcje Chin. Ale widać te państwa uznają za cenniejszą przyjaźń Tajwańczyków.
TSMC chce wybudować kilka fabryk poza Tajwanem, z powodów biznesowych, a także mając świadomość militarnych i politycznych zagrożeń. Ale z drugiej jeśli nastąpi większa dywersyfikacji produkcji chipów, a zmniejszy się znaczenie Tajwanu, to Amerykanie nie będą już tak bardzo zmotywowani do obrony niezawisłości Tajwanu. Czy więc opłaca się inwestować gdzie indziej? Trudny rachunek.
IV akt dramatu – A jeśli Chiny zajmą Tajwan?
Wielu amerykańskich ekspertów uważa, że Chińczycy mogą przejąć Tajwan, zanim Amerykanie zdążą zareagować. Jak już powiedzieliśmy, zapewne region to przełknie w obawie, że sprzeciw oznaczałby globalny konflikt, otwartą wojnę, albo po prostu nie mają nic przeciwko zajęciu Tajwanu. Pewien dyplomata południowokoreański powiedział kiedyś, że pytanie wielu państw na świecie o ich lojalność w razie konfliktu amerykańsko-chińskiego jest podobnie sensowne jak pytanie dziecka czy woli mamę czy tatę.
A jeśli Chińczycy unieruchomią produkcję TSMC lub zablokują sprzedaż do krajów lub firm dla siebie niewygodnych? A jeśli Tajwańczycy będą się bronić i zniszczą fabryki? A jeśli Amerykanie uznają, że jednak wojna, bo zajęcie Tajwanu oznacza dalsze wyjście Chin na zachodni Pacyfik i zagrożenie dla Guam i Hawajów?
Ile odpowiedzi, tyle scenariuszy, jak mogą potoczyć się wydarzenia. W każdym razie mikroprocesorów może brakować wielokrotnie bardziej niż obecnie.
W jednym czasie dojrzały cztery ważne procesy:
– Chiny stały się mocarstwem i weszły w równorzędną rywalizację z USA, jednocześnie USA straciły zainteresowanie sprawami europejskimi,
– Chiny stały się zdolne zająć Tajwan, więc już nie tylko chcą, ale i mogą,
– Mikroprocesory stały się warunkiem nowoczesnej gospodarki, a pandemiczne zmiany popytu i wzmożona cyfryzacja dodały ostatni akord, uświadamiają zarazem światu uzależnienie od ich producentów i ich rozmieszczenie,
– Wykorzystane zostały wszystkie istniejące moce produkcyjne chipów, konieczny jest ich wzrost, ale powstanie nowych nie będzie po prostu decyzją biznesową, a wynikiem również gry interesów politycznych, czyli zbuduje nowy układ zależności w świecie, a więc i możliwości rozwojowych krajów i społeczeństw.
Gdzie my w tym wszystkim jesteśmy? Myśli ktoś o tym, jakiś decydent?
Iwona D. Bartczak
Źródło ilustracji: Foreign Affairs