Włóczęgowski poemat reporterski, czyli szlabany i słupy graniczne w środku Polski
Baranowice, Gatki, Białyka, Przywsie – to miejscowości na dzisiejszej granicy między województwem wielkopolskim a dolnośląskim, która w latach 1920-1939 była granicą między Polska a Niemcami. W tych – i innych – miejscowościach mozna dopatrzeć się pozostałości słupów granicznych, strażnic dla żołnierzy pogranicza, szlabanów, wartowni. Zachowane strażnice sa albo prywatnymi domami, albo świetlicami. Na zdjęciu ilustracyjnym wartownie i szlaban (czynny!) w Baranowicach.
Doskonale są zachowane domy i budynki gospodarcze z czerwonej cegły w czasów niemieckich, zasiedlone przez ludność przybyłą z ziem wschodnich, utraconych przez Polske w 1945 r. Często mają zmienione okna i drzwi, czasem są otynkowane, są też rozbudowanyne o pietro, ganek, przybudówkę, ale zasadnicza część pozostaje widoczna. W latach 40tych miliony Polaków przeniosły się z wschodu na zachód i przeżyły szok, wchodząc w znacznie wyższą cywilizację. Widać to do dzisiaj, nawet na tym drobnym przykładzie z granicy w Baranowicach: droga po niemieckiej stronie jest starannie wybrukowana (bez ubytków do dzisiaj), a po polskiej jest drogą gruntową (a to przecież Wielkopolska, nie do porównania z Wołyniem na przykład). Sporo nasłuchałam się o ludziach, którzy nie wiedzieli co to centralne ogrzewanie, co to kran i zlew, a jak nie znaleźli przy domu studni uznawali go za bezużyteczny, bo pozbawiony wody.
Pisze o tym również Zbigniew Rokita w książce „Odrzania”. Ciekawa, dynamicznie napisana książka o tzw. ziemiach odzyskanych, jej ludziach, historia pięknie przefiltorowana przez przeżycia i osobowość autora, a przede wszystkim jego ciekawość, spostrzegawność, uczciwość wobec wszystkim bohaterów tamtych czasów. Wymiana ludność w Polsce była jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń w Europie XX wieku, eksperymentem, który się powiódł, co jest zadziwiające, pokazujące nieograniczoną witalność i przedsiębiorczość Polaków. Być może dzisiejsze sukcesy gospodarcze Polski – po 1989 roku – mają źródło w tamtej zaradności i odwadze?
Jak pisze Rokita „Nigdzie w Polsce tak gwałtownie jak tu nie zerwano z jednym, aby, aby zbudować drugie, a i na całym świecie niewiele jest takich miejsc.”
Zwiedziłam to pogranicze podczas tegorocznej (2024 r) majówki. Spotkałam też sporo zaniedbanych poniemieckich cmentarzy ewangelickich, służącym tutejszym do 1945 roku. Spotkałam także sporo strannie pięlęgnowanych upamiętnień powstańców wielkopolskich. Człowiek nie wybiera ziemi, na której się rodzi, ani narodu, ani rodziców. Zdarza się, że wybiera język, w którym chce wyrażać siebie i nawiązywać relacje.
Jadąc po tym pograniczu – dzisiaj właściwie prawie w centrum Polski – myślałam o tym, aby umieć odróżnić rzeczy, które mogą lub powinny podlegać wyborowi od tych, które nie są kwestią wyboru, są dziedzictwem, częścią tożsamości.
Ja skupiłam sie na małym obszarze „Odrzani”, choć jak w soczewce widać wszystkie jej cechy. Rokita pisze o Wrocławiu, Szczecinie, Gdańsku. „Gdyby w Polsce po wojnie nie zwyciężyli komuniści, historycznego Gdańska by nie odbudowano.” Dlaczego? Ze względu na prywatną własność. Ale nie odbudowano by również z innego powodu: „- A nie chciano wiernie odbudować dawnego miast? Żeby było prawdziwe, takie ak przed zburzeniem? – pytam. Nikt przy zdrowych zmysłach o tym nie myslał. Wczesniej kamienice miały masę mankamentów: były ciemne, wilgotne, słabo wentylowane, zagrzybiałe, z ciemnymi podwórkami, w które wcisnięto rożne komórki i składziki. Były wylegarnią chorób i patologii. (…) W miarę trwającej dekadę odbudowy powstały tutaj dwa miasta jednoczesnie. Z przodu budynki wyglądaja jak stare kamienice zamieszkałe niegdyś przez pojedyńce rodziny, a od tyłu i w środku to nowoczesne wielorodzinne bloki. Do wnętrz wpuszczono dużo światłą i powietrza. (…) Po raz kolejny, rozmawiając o Odrzanii, słyszę od kogoś, że coś może jednocześnie być i nie być.”
Bardzo polecam 🙂
Iwona D. Bartczak