Nowy świat, dla niektórych wspaniały
Unia Europejska ogłosiła pakiet dyrektyw Fit For 55, w efekcie których nastąpi obniżenie emisji gazów cieplarnianych w Europie o 55% do roku 2030. W popularnych mediach pisze się o ratowaniu klimatu, o ochronie środowiska. Ale przecież to nie jest celem tych zmian, aczkolwiek przy okazji, oczywiście, miło będzie ograniczyć niekorzystne dla człowieka zjawiska przyrodnicze lub lekkomyślne zachowania względem przyrody.
Ten pakiet dyrektyw jest kolejnym krokiem, tym razem radykalnym, w realizacji społeczno-ekonomicznej strategii UE, polegającej na znalezieniu nowych źródeł konkurencyjności Europy, uniezależnieniu się od kosztów importu paliw, określeniu na nowo wygrywających technologii i oparciu na nich przewag Europy, zdjęciu niebezpiecznego nadmiaru pustego pieniądza, a także wdrożeniu nowego stylu życia.
Wraz z Fit for 55 osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku przez Unię z deklarowanej ambicji przekształcił się w zobowiązanie prawne.
Technologie zeroemisyjne zostały uczynione głównym narzędziem tej zmiany, właściwie rewolucji. Wszak dostępność energia jest fundamentem wszelkiej działalności gospodarczej i społecznej, po prostu bytowania ludzi. Jeśli radykalnie zmienia się reguły gry w tej dziedzinie – produkcji i dystrybucji energii – zmienia się WSZYSTKIE reguły gry.
Ta zmiana jest wymuszona, głównie wolą i interesami ludzi władzy i kapitału, tych którzy na niej skorzystają w największym stopniu. To nie jest żadna nowość w historii. Epoka kamienia łupanego nie skończyła się dlatego, że skończył się kamień łupany. Epoka przemysłowa nie nastała dlatego, że skończyła się dostępność robotników. Pod koniec powszechnego łupania kamieni nauczyliśmy uprawiać ziemię, a gromadzenie nadwyżek żywności przez niektórych okazało się nie lada interesem, więc powszechnie ludzkość porzuciła łupanie. Maszyny także wprowadzono siłą, dlatego że ich zastosowanie wzbogacało tych, którzy już byli bogaci: mogli je kupić i stosować, zwiększając swoje zyski i wpływy.
Dzisiaj jest tak samo: Bogaci i przygotowani – państwa, firmy, obywatele – zyskają i staną się jeszcze bogatsi i bardziej władczy, a biedni, średniozamożni i pozbawieni znaczącego głosu – staną się jeszcze biedniejsi i mniej znaczący.
Drogo i mało
Prawdą jest, że wszystko, słownie WSZYSTKO w Europie stanie się znacznie droższe: transport, samochody, utrzymanie mieszkania, strzyżenie włosów, chleb, cebula i kwiaty. Będzie tym droższe, im mniej dany kraj jest przygotowany do transformacji energetycznej, innymi słowy im mniej zainwestował w produkcję energii odnawialnej i mniej emisyjne technologie przemysłowe. Bo ten kraj będzie miał najdroższą energię. Dla przypomnienia i refleksji: aktualnie Polska ma najdroższą energię w Europie i w najbliższych latach będzie ona jeszcze drożała. W zasadzie nie ma sposoby, aby było inaczej.
W 2020 roku przeciętny Francuz, któremu energie wytwarzają „zeroemisyjne” elektrownie atomowe płaci rachunki za prąd o 2,4 proc. wyższe, Niemiec (ogromne inwestycje w OZE, rozwój technologii wodorowych) – płaci o 4,4 proc. więcej, a Polakowi (właścicielowi elektrowni węglowych) rachunki za prąd wzrosły o ponad 14 proc. I nadal jest to dopiero początek wzrostów.
Oznacza to, że będziemy prawie wszyscy w Europie – choć w różnym stopniu w zależności od zamożności – mieszkać w mniejszych mieszkaniach, oszczędniej używać różnych urządzeń, mniej i bliżej przemieszczać się. Pewnie to wpłynie i na sposób odżywiania się, i na rodzaj rozrywek, i transport zbiorowy, i wypełniania obowiązków zawodowych, i preferowane modele rowerów, a może też na praktyki religijne (kogo będzie stać na ogrzewanie i remont budynków kościołów!) i kryteria wyboru władz politycznych. Żeby już nie wchodzić bardziej na pole minowe, wymieńmy – z tych najgorszych scenariuszy – tylko możliwe bunty społeczne i uprawnienia policji.
Natomiast samo zmniejszenie konsumpcji jest raczej dobrą wiadomością dla nas wszystkich.
Koniec strategii niskich kosztów
Biznesowi w Polsce wzrosną rachunki za energię nie o kilkanaście procent jak ludności, lecz o dziesiątki procent, co stawia pod znakiem zapytania nawet nie rentowność, ale w ogóle sens istnienia przemysłu. Na pewno w krajach nastawionych na rozwój przestaną się liczyć biznesy oparte na niskich kosztach produkcji (pracy, energii), na eksploatacji „darmowych” zasobów (np. środowiska), wytwarzające mało zaawansowane technologicznie produkty (bo te technologie nie uwzględniają nowego rachunku kosztów opartych za założeniu, że energia musi być zielona, a produkt bezemisyjny).
Polska jest krajem przemysłu opartego na tych niskokosztowych i średniozaawansowanych technologiach, np. branża motoryzacyjna, chemiczna, meblarska, maszynowa, budowlana. Kwiat polskiej gospodarki. Bez przyszłości.
W Polsce nie dość, że rozwój przemysł zastopuje energia, która będzie droga bo „niezielona”, to jeszcze będzie za mało tej „zielonej”, która będzie warunkiem, aby powstawały nowe fabryki czy nowe inwestycje. Już dzisiaj nikt nie zainwestuje w Polsce, jeśli nie zostanie mu zapewniony dostęp do zielonej energii i do dostawców charakteryzujących się „niskoemisyjnością”. A spodziewaliśmy się, że skorzystamy na skróceniu łańcuchów dostaw jako konsekwencji doświadczeń okołopandemicznych, że nastąpi relokacja produkcji do Polski. Nastąpiłaby, gdybyśmy mieli tańszą i zieloną energię.
Długoterminowym planem strategicznym UE jest gospodarka wodorowa w celu ochrony kluczowych gałęzi przemysłu, jednocześnie dekarbonizując gospodarkę. Na to pójdą ogromne środki unijne. Jest to korzystne dla krajów, które już mają zasoby energii z wiatru lub fotowotaiki, bowiem rozwiązuje problemy z magazynowanie czy ze stabilnością sieci dystrybucyjnej. Jak wiadomo Polska nie należy do liderów w tej dziedzinie, choć mamy ogromny wzrost indywidualnych instalacji fotowoltaicznych, tyle że to raczej kłopot i koszt niż zysk.
Niektóre kraje europejskie nawiązuja partnerstwa z krajami spoza Europy, aby zapewnić sobie wodór z czystych źródeł, np. Niemcy. Aby pomyślnie przejść na energię odnawialną, Niemcy są uzależnione od importu wodoru neutralnego dla klimatu. Nawiązały więc współpracę z Arabią Saudyjską, aby wspólnie pracować nad konkretnymi projektami wodorowymi, takimi jak jeden w saudyjskim regionie biznesowym NEOM.
Zielony wodór jest wytwarzany z wody w procesie elektrolizy z wykorzystaniem energii odnawialnej.
Co robić?
Co więc możemy zrobić w naszym kraju, aby zapłacić za tę transformację jak najmniej, a może nawet wyszarpać sobie jakieś korzyści?
Po pierwsze, wysyłać do agend europejskich wykształconych ludzi z umiejętnościami i rozumieniem polskiej racji stanu – i parlamentarzystów, i urzędników, i specjalistów, i negocjatorów – aby umieli wywalczyć dla Polski odpowiednie zapisy w regulacjach, umowach, dyrektywach, pieniądze i żeby budzili taki szacunek, że inni będą się liczyć z ich opinią. Na razie Polacy nie wykazują się żadną aktywnością, a wobec Fit for 55 zachowują się jakby pierwszy raz widzieli ten dokument, a więc nie brali udziału w jego powstawaniu.
Po drugie, szukajmy nisz technologicznych, które możemy rozwinąć i uczynić z nich przewagę konkurencyjną. Może to będą baterie do samochodów elektrycznych, może recykling paneli fotowoltaicznych, może technologie do termoizolacji, może materiały zastępujące stal w budownictwie czy sprzęcie AGD.
Po trzecie, postawmy na przedsiębiorczość, na kreatywność i dynamikę ludzi z pazurem do biznesu, pilnych obserwatorów luk na rynku. Oni na pewno wymyślą nowe produkty czy usługi, które da się z zyskiem sprzedać w nowym świecie, a nie będą sprzeczne z regulacjami Fit for 55. Przedsiębiorcy, ich stowarzyszenia uważają, że idziemy w przeciwnym kierunku.
Po czwarte, wzmacniajmy dalej kompetencje w dziedzinie cyfryzacji i robotyzacji, gdzie już mamy zdolnych i wykształconych inżynierów i informatyków, zatrzymajmy ich dla polskiej gospodarki. Są łakomym kąskiem dla międzynarodowych korporacji, ale dla polskiej gospodarki – zasobem wprost bezcennym. To jest zadanie również dla ustawodawcy.
Po piąte, przestańmy się – obywatele i politycy – zajmować się drugorzędnymi sprawami, sporami o rzeczy bez znaczenia dla naszej przyszłości. Bo wtedy nie zajmujemy się pierwszorzędnymi, a jedynie ponosimy konsekwencje ich zaniedbania.
To nie jest tak, że nie mamy żadnych szans w tym nowym świecie, do którego już jesteśmy mocno spóźnieni. Mamy szanse, ale musimy zrozumieć, co się w istocie dzieje i zająć się tym.
Iwona D. Bartczak