Chiny - od wioski do wioski, czyli moc technologii
Byłem w Chinach wielokrotnie. Zazwyczaj na wschodnim wybrzeżu (jak większość w Szanghaju, Pekinie, Hongkongu i wszelkiej maści zhou). Piętnaście lat temu odwiedziłem Tybet. Był to zacofany, ale duchowy zakątek. Pozwolenia na wjazd i niezwykły „zamordyzm”. Tym razem przejechałem przez zachodnie i część centralnych Chin - od wioski do wioski. Oczywiście każda z nich to milion, dwa lub trzy miliony ludzi. Ot, taka skala. Zapytany przez znajomego: „Powiedz, co jest innego w tych miejscach?” odpowiedziałem: technologia.
Zaznaczam, że nie należę do ludzi, których łatwo zaskoczyć technologicznymi ciekawostkami. Ale zostałem zaskoczony, wręcz zszokowany rozwiązaniami ich skalą i poziomem pokrycia horyzontalnego. Co mam na myśli?
Po pierwsze - monitoring i zbieranie danych. Tak, tak, wiem - wszyscy o tym wiedzą i zapewne nawet gardzą pełną indoktrynacją. Jest jednak pewne „ale”. Mianowicie poziom defragmentacji i powszechność sprawiają, że korelacje danych o zdarzeniach oraz interakcja dzieją się w czasie rzeczywistym.
Predykcyjność zdarzeń (znana u nas np. z Google Maps – ETA) jest tam powszechna i znacznie rozszerzona. Począwszy od banalnych funkcji, typu: widzisz na swoim smartfonie, za ile sekund zmieni się światło z czerwonego na zielone, przez analizę prędkości pojazdu i dokładne rekomendacje, o ile zmniejszyć prędkość, aby nie zapłacić mandatu na odcinkowej kontroli prędkości, skończywszy na predykcji, gdzie podjechać motocyklem, aby spotkać kuriera z „żółtego kangurka” wiozącego kanapkę z KFC.
Kiedy człowiek chwilę pożyje w tym systemie technologicznej plątaniny AI, IoT i wszechobecnego blockchaina (dającego suwerenność i odporność cybernetyczną), chce się zadać pytanie: jak duża jest różnica pomiędzy Europą, Ameryką i Chinami? Jeszcze do niedawna myślałem, że to sprawa regulacji i wolności czy niewolności. Dzisiaj jestem pewien, że to kwestia akceptacji wirtualnej warstwy i czerpania z niej benefitów przez zwykłych obywateli.
Dreszcz mnie przechodzi, bo brzmi to jak zachwalanie inwigilacji - lecz czym jest to, co zostało wprowadzone po 11/9 w transporcie publicznym lub wszelkiego rodzaju krzyżowe sprawdzanie przelewów bankowych w naszych demokracjach?
Jeszcze jedna rzecz przychodzi mi do głowy - AI. Inwestycje w naukę, przemysł i SME. Jest to widoczne. Nie będę „kopał leżącego”, ale poziom i sposób inwestowania w wiedzę, jakie widziałem na prowincji, są niewyobrażalnie większe niż w naszej stolicy.
Przykład: w miejscowości przygranicznej, pełnej kurzu i śmieci na ulicy, w warsztacie wulkanizacyjnym mechanik posiadał sprzęt, jakiego nie powstydziłyby się ASO najlepszych marek. Jego świadomość i umiejętność posługiwania się sprzętem diagnostycznym, podpinania do złączy i naprawy najnowocześniejszego sprzętu była wirtuozerska. W jednej ręce tablet, w drugiej pieczony batat. W ustach papieros, a na stole butelka z ryżowym trunkiem. I szok, diagnostyka za darmo, z uśmiechem i życzliwością. Tak się inwestuje w przemysł 4.0.
Aleksander Poniewierski
Artykuł publikujemy dzięki uprzejmej zgodzie autora. Jest dostępny również na jego stronie.
