PracaSpołeczeństwoSpostrzeżenia

Na ile lat czują się 50latkowie???

Zauważyłam, że jeśli na spotkaniu menedżerskim czy na konferencji dotkniemy jakiegokolwiek tematu związanego z karierą, rekrutacją, rynkiem pracy, zarządzaniem zespołami, to na pewno – na 100% – wypłynie kwestia niedocenianych, niesprawiedliwe traktowanych, spychanych na pobocze 50latków i starszych. Wywołają ją ludzie w tym właśnie wieku, głęboko zbuntowanych wobec…. no właśnie, wobec czego? Własnego wieku? Konieczności oddawania pola następcom? Rzeczywistego spadku witalności? Bycia gorszym w całkowicie nieuzasadnionej ocenie młodszych?

Wydaje mi się, że rzeczywiste możliwości intelektualne i społeczne pracowników czy menedżerów po 50tce nie mają nic do rzeczy w tym dramacie. Jednym spadają, u innych rosną, u jeszcze innych są bez zmian. Jak w każdym wieku, w zależności od człowieka. To w ogóle bez znaczenia.

Temat odczuwania wieku narasta wraz z upływającymi latach we wnętrzu człowieka nie z powodu zewnętrznego traktowania, lecz z powodu oddalania się od momentu, kiedy kształtuje się własny autoportret człowieka, czyli w latach późnej młodości. Wtedy powstają belki i ściany konstrukcyjne naszego „ja”, które przez całe późniejsze życie – poza rzadkimi wyjątkami – są nie do ruszenia, choć wiele będziemy zmieniać w innych naszych „ustawieniach”. Wtedy – w późnej młodości –  zatrzymuje się nasze subiektywne poczucie własnego wieku.   

W istocie na zawsze wewnętrznie pozostajemy 25latkami, plus minus trzy lata.

Oczywiście, w miarę narastania lat kalendarzowych coraz częściej odczuwa się niezgodność między tym subiektywnym wiekiem a wiekiem rzeczywistym. Ci wszyscy ludzie na zewnętrz, zwłaszcza ci znacznie młodsi, samym swoim istnieniem – nic nie muszą robić – informują nas, że nie zgadza się nasze wewnętrzne poczucie wieku i stan faktyczny. No i lustro ma coś do powiedzenia w tej sprawie, a czasem też sprawność fizyczna organizmu.

Nie ma szans, aby człowiek czuł się inaczej, nawet do lat sędziwych, mimo że jest świadomy tego absurdu.

Wydaje mi się, że przyroda wmontowała w nas ten mechanizm jako wzmocnienie witalności, naturalnej chęci życia, którą osłabiłaby stała świadomość przemijania, świadomość skracania się czasu do przeżycia. Subiektywnie jesteśmy ciągle w tym samym wieku, destrukcyjna świadomość przemijania dopada nas późno, naprawdę pod koniec życia, gdy damy światu już wszystko z siebie. Inaczej by nam się odechciało dużo wcześniej.

Ta wewnętrzna dynamika ludzkiego życia stała się problemem społecznym ze względu na uprzedmiotowienie, czyli urynkowienie człowieka, a dokładniej tej jego części, która jest na sprzedaż jako praca. Jest ona przedmiotem handlu. Gdy nam gorzej idzie w tych transakcjach przypisujemy to różnym czynnikom, słusznie albo nie. Im jesteśmy starsi, tym bardziej jesteśmy skłonni niepowodzenia przypisywać wiekowi. Być może to właśnie 50latkowie+ powodują tym swoim zachowaniem problem wykluczania starszych. I w rezultacie faktycznie są gorzej traktowani, jako ci „z pretensjami”.

Najlepszą drogą jest nie dać się urynkowić, czyli albo wolny zawód, albo własna firma 😊Tam temat nierównego traktowania ze względu na wiek nikomu nie przychodzi do głowy!

Iwona D. Bartczak