ITZarządzanie

To przecież takie innowacyjne…..

Innowacyjność łączona jest z zastosowaniami informatyki. Przypuszczam, że słusznie. Zwykle gdy słyszymy o sukcesach nowych rozwiązań biznesowych, jest tam jakiś fragment o wkładzie IT. Czy na tej podstawie można wnioskować, że jak ktoś wdroży nowy kawałek informatyki, to ma zagwarantowane innowacyjne sukcesy? Logika klasyczna przewraca się w grobie na taki pomysł. Niemniej jednak, zdarza się spotkać argument za wdrożeniem jakiegoś programu komputerowego: „kupmy to, to przecież innowacyjne”. Pochylmy się więc nad taką argumentacją.

Czy każda zmiana to innowacja? Czy może każda zmiana na coś czego jeszcze wcześniej nie było? Czy może jednak zmiana, na coś (dla nas) odkrywczego, ale przynosząca korzyść – ekonomiczna, społeczną – dającą się opisać, zmierzyć. 

Ja wierzę w tę ostatnią definicję. Innowacja ma przynosić korzyści – inaczej nie jest innowacją.  Czasem ludzi się oburzają – to co, to wprowadzanie nowoczesnych rozwiązań pogarszających naszą sytuację, ale nowoczesnych, „przełomowych”, nie byłoby innowacją? No chyba nie, bo byłoby błędem – innowacje mają naszą sytuację poprawić. Jeśli nie miałyby poprawiać, to dlaczego mielibyśmy w nie inwestować czas, wysiłek i zasoby materialne?

No zaraz, ale nie da się wszystkiego przewidzieć, powiecie. Nawet stosując sprawdzone rozwiązania można ponieść porażkę, a co dopiero robiąc coś nowego. Przy nowościach możliwość porażki jest zwykle znacznie większa.  Dziękuję za to potwierdzenie. W sumie o tym  samym mówię.

Oczywiście, każdy zarząd, każdy menedżer musi mieć margines swobody decyzyjnej, i prawo do błędu. Nie ma rozwiązań pewnych, i ja wcale takich nie postuluję. Poddaję tylko pod rozwagę logiczne konsekwencje. Czy jeśli innowacyjność niesie w sobie większe ryzyko, to określenie zakupu jako „innowacyjny” powinno wyłączać typowe działania sprawdzające jego sens, a szczególnie sprawdzające jego opłacalność? Czy „innowacyjny” powinno być wytrychem do sejfu dyrektora finansowego? Używanym na przykład gdy analiza  NPV dla projektu wypada blado.  Może jednak przeciwnie – „innowacyjny” (projekt, system) powinien włączać dodatkową staranność przed podjęciem decyzji?

Podkreślam, przed podjęciem decyzji.  Nie musimy się tu przekonywać, że jeśli kierownik już uruchomionego projektu będzie musiał codziennie od nowa uzasadniać, że to co robi ma sens, to ten projekt nie ma szans. 

 

Kiedy wyścig w liczbie funkcjonalności systemu IT ma sens?

 

A teraz już informatyka. Tak naprawdę, to jako dziedzina wiedzy i technologii jest jedną, wielką ciągłą innowacją. Oczywiście, są drobne wpadki, czasem jakiś pomysł okazuje się nietrafiony, jakaś bardzo obiecująca technologia jednak nie spełnia pokładanych w niej nadziei i zostaje porzucona, a nakłady idą w straty. Jednak firmy technologiczne wciąż ścigają ze sobą.  Dla nich ma to sens. Np. przez lata, ten kto był w stanie produkować szybsze komputery, ten sprzedawał owych komputerów więcej niż konkurenci. Dalej oprogramowanie. Gdy pierwsze programy dla biznesu z biedą potrafiły zaewidencjonować operacje księgowe i podsumować je w jakieś podstawowe raporty, to jak ktoś zrobił system potrafiący połączyć ruchy materiałowe + sprzedaż z księgowością finansową, wyniki rozpisać na miejsca powstawania kosztów, i w realnym czasie wszystko to rozliczać oraz raportować, no to rzeczywiście był to przebój właściwie światowy. Patrząc na taki przykład możemy uwierzyć, że  generalnie, wyścig dostawców, „kto pierwszy zrobi lepszy system, bogatszy w funkcjonalności”  miał sens.

Miał, czy ma nadal? No właśnie, czy w konkretnej dziedzinie, np. księgowość finansowa, controlling, edytor tekstów, nawigacja, itd. jest nieskończona liczba potrzebnych użytkownikom funkcji systemu? Ja tego nie widzę. Widzę skończony zbiór operacji.  Może jak już mamy dojrzałe systemy robiące właściwie wszystko co powinno robić narzędzie IT w danej dziedzinie, to lider staje pod ścianą i może tylko patrzeć jak konkurenci, w kolejnych wydaniach swoich produktów dodają wszystko, co on jako pierwszy osiągnął. Wszystko, co tylko użytkownikom mogło się zamarzyć. No, nie, żaden lider nie będzie stał i patrzył jak inni go doganiają, coś robić trzeba. Jak brakuje potrzeb, to może je kreować. A argument innowacyjności jest tutaj doskonały.  

(Inna możliwa dla dostawcy ścieżka, to dodać do systemu funkcjonalności z zupełnie innego obszaru, np. do systemu F-K dodać narzędzia sztucznej inteligencji. Ale, proszę, umówmy się, że w tych artykułach będziemy zasadnicze zmiany funkcjonalności traktować nie jako upgrade, tylko jako zakup nowego systemu. A zakupem nowego zajmiemy się w następnym odcinku).

 

Kiedy nowa wersja systemu IT ma sens?

 

Czy dla użytkowników IT udział w tych wyścigach dostawców (głównie jak złoty sponsor ) jest korzystny? To, oczywiście, zależy od fazy rozwoju. Na początku, gdy technologia jeszcze ma braki, każda nowa wersja może przynosić dużo korzyści. Jeśli na najszybszym dostępnym procesorze zamykanie miesiąca trwało kilkadziesiąt godzin, to nowy model procesora, dwa razy szybszy, da nam dużo.  Czyli, gdy kolejne wydania produktów odpowiadają na jakieś istotne potrzeby, wynikające z naszych zadań, to bądźmy otwarci. Gdy jednak nowe wersje zaczynają rozwiązywać głównie problemy wywołane wdrożeniem poprzednich wersji, to trzeba się zastanowić, czy jestem na dobrej drodze i z dobrym partnerem.

A na koniec ładnie jest nawiązać do początku. Czy wdrażanie rozwiązań IT pomoże we wprowadzaniu zmian przynoszących korzyść? Ten temat lepiej będzie omówić przy okazji zakupu czegoś nowego. Dziś tylko retoryczne pytanie: czy produkt, który wykorzystuje tysiąc firm, w tym wszystkie z naszego sektora, może dać komuś przewagę konkurencyjną? A chyba to przewaga konkurencyjna jest jedną z najbardziej pożądanych w biznesie korzyści.

_________________________________________

od red. Pierwszy tekst Andrzeja Pilaszka w cyklu „IT bez ściemy i zadęcia” znajduje się tutaj https://businessdialog.pl/artykuly/postep-dla-bogatych

 

8503640870?profile=RESIZE_180x180Andrzej Pilaszek

Studia informatyczne na Uniwersytecie Warszawskim. W XX wieku projektował, programował i wdrażał programy wspomagające zarządzanie, pracując w PAN, a później w przedsiębiorstwach. Dalej, już po stronie dostawców, sprzedawał, organizował i prowadził wdrożenia systemów IT. Po studiach MBA University of Illinois był managerem w firmach informatycznych. Ostatnie lata, znów po stronie klienta, zarządzał IT, prowadził projekty – ostatnio organizował wdrożenie wymagań RODO.