BiznesEkonomiaSpołeczeństwo

Mądrzy stawiają na produktywność, ale Europa raczej na konsumpcję

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat gospodarki i firmy rosły dzięki rosnącej konsumpcji i globalizacji. Nie trzeba było inwestować w produktywność, aby osiągać wyniki. Aż nastała wysoka inflacja, na którą nie ma sposobu w tym starym modelu, więc grozi zatrzymaniem rozwoju gospodarczego całego zachodniego bogatego świata. Banki centralne się szamoczą ze stopami procentowymi, a to prawie bez znaczenia ani dla inflacji, ani dla recesji.

Ale są teraz takie nieszczęścia w świecie, które prawdopodobnie wprowadzą nową logikę i nowy motor do rozwoju gospodarczego – dawno zarzucone inwestycje w innowacje i działania podnoszące produktywność. Nieszczęścia – bowiem tym wywołującym pożyteczną zmianę impulsem jest rywalizacja mocarstw, protekcjonizm, eskalacja konfliktów, ponownie podział świata na bloki polityczne. Paradoksalnie, te nieszczęścia przywróciły znaczenie wytwórczości, innowacjom i produktywności.

Te państwa świata zachodu, które będą dalej wspomagać przede wszystkim konsumpcję – czyli kontynuować stary model – przegrają światową rywalizację gospodarczą i w efekcie zbiednieją, te państwa, które postawią na inwestycje, szczególnie w przemysł i energetykę – wygrają, będą się rozwijać, bogacić, rządzić na świecie.

Czyli Europa przegrywa, Ameryka – rośnie. Oraz większość Azji. Polska wraz z Ukrainą być może nie podzielą losu Eurolandu.

 

Ale najpierw jak działał dotąd świat zachodu

 

Kłopoty gospodarki zachodu wynikają z tego, że przedsiębiorstwa przez dziesięciolecia osiągały bardzo dobre wyniki nie inwestując zbytnio w innowacyjność, w ogóle mało inwestując, bowiem można było je osiągać raczej: dociskając pracowników, nasilając presję reklamy i marketingu, przerzucając na konsumentów wiele kosztów (np. samoobsługa, marketing wykorzystujący aktywność klientów w mediach społecznościowych), inwestując w produkty finansowe.

Generalnie innowacyjność spada od wielu lat, a gospodarcze i społeczne znaczenie pojawiających się innowacji jest coraz mniejsze. Twitter czy FB to nie to, co wynalazek silnika parowego czy pralki. Oczywiście, są również te ważne innowacje, ale więcej jest innych. Trudno nam to przyjąć do wiadomości, bo narracja jest o nowoczesności i cyfryzacji, a i nasycenie techniką jest ogromne. Ale to nie jest równoznaczne z znaczących zwiększaniem produktywności.

W sumie to zjawisko nie byłoby tak złą wiadomością, wszak nie przesądza złej jakości życia ludzi, gdyby nie obowiązujący we współczesnej gospodarce model kreacji pieniądza i finansowania biznesu. Żeby się rozwijać, zwiększać skalę, to trzeba najpierw wydać pieniądze, raczej nie swoje, a pożyczone. A to jest łatwe, bo pieniądz jest oderwany od złota czy innego materialnego nośnika wartości. Jest symbolem. Nowy pieniądz powstaje wtedy, gdy ktoś go od kogoś pożyczy. Ponad 90% pieniądza jaki krąży w globalnej gospodarce, to pieniądz wykreowany w procesie kredytowym.

Podsumowując, przez ostatnie dziesięciolecia rozwój był napędzany tym łatwym pieniądzem, był szybszy niż wzrost efektywności i produktywności, które wcześniej – przy prawdziwym pieniądzu – napędzały rozwój.

Taki sam mechanizm jak w przypadku osób karta kredytowa czy właśnie kredyt, dzięki którym konsumujemy więcej niż wynika z dorobku z pracy.

I jak w przypadku pojedynczej osoby, tak i firmy, i całej gospodarki to jest ok dopóty, dopóki pożyczone pieniądze używamy tak, że wypracowujemy środki i na spłatę zadłużenia, i na rozwój. Albo inaczej wypracowujemy wystarczającą na to nadwyżkę.

Jednak jak napisałam wyżej gdzieś od lat 90tych pożyczony pieniądz coraz mniej inwestowany był w zwiększanie produktywności, bo te same efekty dawała np. globalizacja,  wyzysk pracowników czy inżynieria finansowa.

W większym stopniu zaczęli się zadłużać konsumenci oraz państwa oraz rozrósł się rynek finansowy, co spowodowało jeszcze większą kreację pieniądza. Ale nie spowodowało adekwatnego wzrostu produktów i usług, a co gorsza więcej pieniądza nie przekłada się proporcjonalnie na lepszy wynik finansowy realnych firm, bo właśnie nie rośnie w nich produktywność. Biznes i gospodarki funkcjonują na finansowych dopalaczach.

Globalne gigantyczne zadłużenie pojawiło się długo przed pandemią czy tym bardziej wojną w Ukrainie. Ale te wydarzenia przyspieszyły kreację pieniądza przez rządy, które za pomocą różnych tarcz i dotacji wepchnęły do gospodarstw domowych.  Do firm też trafiło sporo tych środków. Czyli w gospodarki przyjęły jeszcze więcej dopalaczy.

W efekcie gdy tylko minęły pierwsze szoki związane z covidem popyt zaczął rosnąć, a potem wręcz wystrzelił, zasilony tymi tarczami, a podaż przeżywała coraz większe kłopoty, z powodu przerwanych łańcuchów, niedoboru pracowników, nieprzewidywalnej huśtawki cen surowców, podzespołów, usług, politycznych interwencji i sankcji. Inflacja skoczyła do góry.

Banki centralne zaczęły walczyć z inflacją, podrażając pieniądz (czyli kredyt), ale konsumpcja indywidualna prawie na to nie odpowiedziała. Owszem dynamika wzrostu konsumpcji zmniejszyła się, ale wciąż jest stabilna. Konsumenci – oprócz najuboższych – wcale nie zmieniają nawyków zakupów. Po prostu mają zasoby na nie. A rządy dalej im dosypują: a to na prąd, a to ochronę przed inflacją, a to na kiełbasę wyborczą.

Dalej funkcjonuje model wzrostu gospodarczego opartego na konsumpcji.

Banki centralne mają niewielki wpływ na inflacje o charakterze podażowym, jaka jest teraz, rządy nie widzą interesu w zaciskaniu pasa sobie i obywatelom, więc pewnie ta inflacja pozostanie. I tego właśnie spodziewają się gospodarstwa domowe. A wiadomo, że oczekiwania inflacyjne przekładają się na taką właśnie wysokość inflacji. Ceny będą rosły. Przedsiębiorstwa nie będą miały motywacji do inwestowania.

 

Ameryka inwestuje na potęgę …. w potęgę wytwórczą

 

O ile prezydent Trump mocno utrudnił relacje handlowe z Chinami, a tyle prezydent Biden walcząc z Chinami postawił na dwa inne konie: embargo na eksport do Chin  amerykańskich i sojuszniczych najbardziej zaawansowane technologii wraz z inżynierami oraz na odbudowę potęgi wytwórczej Ameryki.

Tuż po objęciu urzędu w styczniu 2021 r. Biden zobowiązał się wydać duże pieniądze na nowe badania i rozwój, aby przywrócić impet amerykańskiemu przemysłowi technologicznemu – na start 300 mld USD.  Sukces Bidena w pobudzaniu krajowej produkcji półprzewodników ma znaczenie. Powstają nowe fabryki budowane przez firmy amerykańskie, koreańskie, tajwańskie. Chcesz sprzedawać w USA, produkuj w USA.

Podobnie działa tzw. ustawa o ograniczaniu inflacji, która znacznie zwiększyła inwestycje w technologie czystej energii, ale też we wszystkich innych sektorach nowoczesnej gospodarki. Rząd dopłaca do zakupu samochodu elektrycznego, ale pod warunkiem że został wyprodukowany w Ameryce Północnej i nie ma nic z Chin.

Inwestycje koncernów przenoszą się do USA, co wzbudza wielki sprzeciw Francji i Niemiec, mających ogromny sektor motoryzacyjny. Oba kraje dają do zrozumienia, że mogą wprowadzić podobne ograniczenia. Czy jednak to jest ta skala, która może zmienić pochód Ameryki po produktywność?

największe amerykańskie firmy rzeczywiście zwiększają inwestycje. Największe  potęgi korporacyjne w kraju  właśnie zgłosiły rekordową sumę nakładów inwestycyjnych na budynki, technologię i nowe maszyny.

S&P Dow Jones Indices stwierdza, że ​​spółki z S&P 500 wydały 222 miliardy dolarów na inwestycje kapitałowe w kwartale lipiec-wrzesień 22. W poprzednim kwartale wydatki Capex wyniosły 197 miliardów dolarów. 

Od pierwszego kwartału 2020 r. do drugiego kwartału bieżącego roku zapowiedzi inwestycji w produkcję w Ameryce Północnej wzrosły o 282%. W USA otwierane są nowe fabryki. Będą wyglądać radykalnie inaczej niż te, które zostały zamknięte kilkadziesiąt lat temu, kiedy produkcja została przeniesiona za granicę.

 

Europa – między USA a Chinami

 

Rządy państw europejskich oczywiście widzą tę zmianę, ale bardziej troszczą się o swoje krótkoterminowe cele, czyli te związane z zadowoleniem społecznymi i sukcesem wyborczym. Czyli stawiają na konsumpcję, ceny regulowane, dotacje.

A Chińczycy w Europie nie próżnują. Ściągają do siebie inwestycje europejskich koncernów motoryzacyjnych, co przychodzi im łatwo, bo tam jest największy rynek na samochody. Jeszcze rok, dwa, a będziemy w Europie więcej samochodów importować niż eksportować.

Wygląda też na to, że Chiny zdominują też europejską energetykę, w tym morską energetykę wiatrową, której przyszłość wytyczały dotąd firmy z Europy i USA, podobnie jak było z panelami fotowoltanicznymi. Wszystkie europejskie firmy produkujące turbiny odnotowały w tym roku straty, i to w czasach – podobno – transformacji energetycznej OZE.

Jest wiele takich przykładów.

Czyli podsumowując – Amerykanie będą wysysać z Europy kapitał, technologie i inwestycje, Chińczycy będą zaspokajać potrzeby konsumpcyjne Europejczyków, a politycy europejscy będą cisnąć rodzimą przedsiębiorczość, aby to co im zabiorą dorzucić obywatelom, aby mogli sobie więcej kupić (chińskiego) i poprzeć ich w kolejnych wyborach.

Może w Polsce mamy inny pomysł? Przemysł u nas całkiem nieźle stoi, lud łebski jest i kreatywny, zaprzyjaźniona i bogata w ziemię i surowce Ukraina po sąsiedzku, USA – sojusznikiem. Jakby ktoś tym umiał zarządzić…..

Iwona D. Bartczak