EkonomiaMade in PolandSpołeczeństwo

Scholz o planach Niemiec wobec Europy

Poniżej obszerny fragment omówienia przemówienia kanclerza Olafa Scholza 5.09.22 autorstwa Alberta Świdzińskiego:

Kanclerz Scholz uważa, że niezbędna jest reforma Rady Europejskiej, „ponieważ obecnie konieczna jest jednomyślność, a to stwarza ryzyko, że pojedynczy kraj może użyć prawa weta i uniemożliwić wszystkim innym pójście naprzód” (…) Trzeba przyznać, iż propozycje kanclerza Scholza, będące w gruncie rzeczy ucieczką do przodu i próbą odzyskania przez Niemcy inicjatywy, są w pełni zrozumiałe w obliczu chwiejącego się przywództwa politycznego Berlina nad projektem Unii Europejskiej.

Do jego zachwiania doszło przede wszystkim w wyniku unaocznienia stopnia powiązania niemieckiego dobrobytu z energią płynącą z Rosji – i czasowego przynajmniej wymuszenia od tej energii odcięcia. Ta symbiotyczna relacja nie była z kolei, jak chcieliby myśleć niektórzy, rezultatem dziecięcej naiwności Berlina, objawiającej się wiarą, że Rosję uda się „zmienić” przez kontakty handlowe, ale raczej zimnej kalkulacji – co otwartym tekstem przyznała zresztą kilka miesięcy temu Angela Merkel. Opierającej się na przekonaniu, że dostęp do rosyjskiej taniej energii, w połączeniu z coraz bardziej agresywną polityką klimatyczną forsowaną w UE, umożliwi utrzymanie niemieckiemu przemysłowi dominującej pozycji, przy jednoczesnym prewencyjnym powstrzymaniu powstania ewentualnej konkurencji wewnątrz UE.

Cała ta kalkulacja zachwiała się w momencie, gdy Kreml uznał, że lewar energetyczny (o jego potędze właśnie się przekonujemy, codziennie słysząc o widmie racjonowania gazu w Niemczech i ryzyku zapaści gospodarczej w związku z eksplodującymi cenami energii) jest na tyle silny, że umożliwi mu rewizję porządku międzynarodowego siłą i gwałtownie. Runęła natomiast, gdy okazało się, że Kijów i cała Ukraina nie upadły w ciągu kilkudziesięciu godzin i mogą liczyć na poważne wsparcie Stanów Zjednoczonych – a tym samym niemożliwe będzie przejście do porządku dziennego nad agresją Rosji i powrót do business as usual. Nawiasem mówiąc, jest to lekcja o trudności nawiązywania długoterminowej współpracy pomiędzy państwami status quo, do jakich należą Niemcy, a rewizjonistycznymi – które reprezentuje Rosja.

 

Zdaniem autora nie jest (największym przynajmniej) problemem to, że pod płaszczykiem wartości i moralności Niemcy prowadziły chłodną i skalkulowaną politykę pozwalającą im na utrzymanie dominującej roli własnego przemysłu, napędzanego energią z Rosji i eksportującego do Chin (gdyby Niemcy faktycznie wyznawali głoszone przez siebie wartości, byłoby to niemożliwe, bo jakże napędzać własną gospodarkę energią z autorytarnej Rosji, w której regularnie mordowani są dysydenci, aby potem sprzedawać jej owoce do Chin, które bez wahania tłumią siłą prodemokratyczne ruchy w Hongkongu czy inwigilują Ujgurów en masse).

Problemem jest to, że polityka ta okazała się nieskuteczna, a Niemcy okazały słabość i zmuszone do potępienia Rosji nie tylko słowem, ale i czynem, straciły inicjatywę. To z kolei spowodowało powstanie w Europie dwóch dynamik; upodmiotowienie państw Europy Środkowo-Wschodniej z jednej strony, a z drugiej wyzwolenie długo tłumionej (przez niemiecką siłę) wściekłości państw południa kontynentu, które Niemcy bezwzględnie sprowadziły do parteru podczas kryzysu finansowego strefy euro sprzed dekady.

Przejęcie kontroli nad procesem rozszerzenia UE, warunkowane zgodą państw członkowskich na odejście od mechanizmu jednomyślności ma umożliwić Berlinowi powtórne przejęcie inicjatywy i zneutralizowanie rosnących ambicji wschodnich członków UE.

Innym ciekawym wnioskiem płynącym ze słów Scholza, który mówi przecież o wciągnięciu w strefę wpływów Europy państwa ukraińskiego – tradycyjnie rosyjskiego bufora geograficznego, może być konstatacja, że nie można wykluczyć, iż dostrzega on nieuchronność rozpadu pielęgnowanej już przez kanclerza Bismarcka dwubiegunowej współpracy na linii Berlin–Moskwa, co skutkować będzie zmianą natury tej relacji na rywalizacyjną – ale nie zamierza doprowadzić do utraty nadzoru kierowniczego nad Europą Wschodnią. We współpracy czy w kontrze do Rosji – Berlin zamierza utrzymać rolę kierownika politycznego Unii Europejskiej.

 

Problemem w przemówieniu Scholza jest to, że powiedział o celach Niemiec tekstem równie otwartym, co Angela Merkel, ale nie jako emeryt, ale sprawująca obowiązki głowa państwa, na dodatek w momencie, gdy w Europie – a już szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej – nikt o przywództwie Niemiec nie chce słyszeć. Natomiast jest to zachowanie pożądane z punktu widzenia Polski, bo Scholz mówił, jak się wydaje, szczerze – a prawdą jest, że największą zaletą głupców jest właśnie ich szczerość.

Pełny tekst artykułu jest w serwisie Strategy&Future TUTAJ

Zamieszczamy w ramach współpracy Jacka Bartosiaka, twórcy i szefa Strategy&Future z Business Dialog w programie „Made in Poland/Wyprodukowane w Polsce”