BiznesSpołeczeństwo

Jak mądrze wykorzystać sytuację po epidemii?

Czy na przydrożnych lub przykościelnych krzyżach, zwanych morowymi, pojawi się kiedyś napis „2020”? A może nie ma już kto pielęgnować tej tradycji? Czy ktoś o tym pomyśli w niewielkiej miejscowości pod Kluczborkiem, a może gdzieś w Żabim Kraju? A może w Rybniku, albo samych Katowicach czy Opolu? Kto wie. Bo może zajęci nadrabianiem utraconych miesięcy w gospodarce albo planowaniem wakacji będziemy chcieli jak najszybciej zapomnieć o tym dziwnym czasie.

 

Jest co nadganiać. Produkcja w samym tylko województwie śląskim spadła w kwietniu do poziomu 60% ubiegłorocznej. Pytanie tylko czy przy okazji chcemy się rozejrzeć, co moglibyśmy zacząć robić inaczej? Wydaje się, że jeszcze większego przyspieszenia dostanie automatyzacja w większych i mniejszych zakładach przemysłowych. Słynny „przemysł 4.0” oparty na technologii łączności 5G, internecie rzeczy i komunikacji prawie wszystkiego z wszystkim. Brzmi zachwycająco dla ekspertów i akcjonariuszy, mniej ciekawie dla pracowników – nawet tych wykwalifikowanych. Zautomatyzowana linia produkcyjna czy magazyn obsługiwane są przez dużo mniejszą załogę. Zautomatyzowana linia nie bierze L4 i urlopu. Ale potrafi się zepsuć. Więc ludzie będą potrzebni bardziej do procesów utrzymania niż produkcji. Czy będą potrafili się przekwalifikować? A może zajmą się tym specjalistyczne firmy inżynierskie, których u nas nie brakuje?

 

No właśnie – zaplecze inżynierskie. Uczelnie techniczne na terenie Śląska co roku wypuszczają setki absolwentów. Zasilają oni firmy produkcyjne, informatyczne, usługowe. Wielu trafia w miejsca, z którymi współpracowało już podczas studiów. Branża automotive różnych szczebli, usługi IT wszelkiego typu, elektronika, budownictwo, inżynieria środowiska. Górnictwa już coraz mniej. Za to transport i logistyka. Czy kadra techniczna to przyszłość, w którą należy inwestować? Bez względu na pandemię – tak. Jednak warto zastanowić się jak sprawić, żeby młodzi, wykształceni ludzie pozostali na miejscu. Jakie warunki im stworzyć, żeby nie odlecieli pierwszym uruchomionym po długim postoju samolotem – do Krzemowej Doliny, na Wyspy czy do Niemiec. To samo oczywiście dotyczy lekarzy i przedstawicieli wielu innych zawodów.

 

Co Górny Śląsk ma do zaoferowania szczególnego młodym i trochę starszym? Wiele osób przyjeżdża do nas – do pracy w centrach usług wspólnych, firmach informatycznych, księgowych itd. To są pewnego rodzaju wyspy, które powstają w miejscach o już dużej gęstości zaludnienia, a jednocześnie posiadających zaplecze akademickie. To też trochę się zmieni, bo praca zdalna – wymuszona przez pandemię – okazuje się być zupełnie skuteczna (w pewnych dziedzinach), bezpieczniejsza i … tańsza dla obydwu stron umowy o pracę. Dla firmy – bo nie trzeba wynajmować i utrzymywać tylu pomieszczeń, zużywać mediów itd. Dla pracownika – bo nie trzeba tracić czasu i pieniędzy na dojazd, myśleć w co się ubrać (no chyba, że na videokonferencję). Jedynie brakuje czasem zwyczajnych relacji międzyludzkich, ale jest wiele firm, korporacji, w których mimo fizycznej bliskości pracowników tych relacji wcześniej także nie było, albo trudno powiedzieć, że były one zdrowe. Przykładem firmy, która zrezygnowała zupełnie z „przychodzenia do pracy” jest słynny Twitter. Pozostał tylko szyld i biuro zarządu. Wszyscy inni pozostają w swoich domach.

 

Czy zatem osoby, które może myślały o wyjeździe – pozostaną w domach, na Śląsku (na dłużej), a być może będą wykonywały swoją pracę zdalnie, nie wyjeżdżając do Krakowa, Warszawy, Monachium czy Nowego Jorku? A może nie wyjadą po prostu z Wilamowic do Bielska-Białej, a spod Krapkowic do Opola czy Wrocławia? Czy można wypracować model promocji i wsparcia dla osób, które zdecydują się pracować na odległość? Tu jest kwestia języków, obsługi rachunkowej, doradztwa prawnego itp., by człowiek taki nie został oszukany przez odległych pracodawców. Pewną analogią są Indie, gdzie tysiące ludzi pracuje przy obsłudze firm z całego świata z uwagi na znajomość języka angielskiego i jednocześnie dobre wykształcenie i niższe koszty życia. Tutaj jednak bardziej chodziłoby o „teleshoring” a nie offshoring.

Jest też trzecia strona – środowisko naturalne. Ono na pewno skorzysta, jeśli będziemy się przemieszczali w mniejszym stopniu. A skoro już o przemieszczaniu się – nasze pozostawanie w domu spowodowało spore straty – u przewoźników publicznych – kolejowych i drogowych, którzy zanotowali w marcu, a zwłaszcza w kwietniu spadek przychodów sięgający do 85%. Dla mniejszych przewoźników, zwłaszcza PKS-ów i im podobnych, obsługujących zwłaszcza rozległe tereny województwa opolskiego i pozaaglomeracyjne obszary śląskiego, jest to wielki cios. Pogłębiony przez tańsze (tymczasowo) paliwo i strach, który skłania do podróży samochodem, jeśli go ktoś posiada. Dotyczy to też przewoźników autokarowych międzynarodowych i krajowych, których na naszym terenie jest bez liku. A także kolejowych. Powrót do pracy to jedno, a wycieczki i wyjazdy rekreacyjne to drugie. Dlatego na pewno osiągnięcie obrotów i pasażerów sprzed epidemii zajmie dużo czasu.

Czy w takim razie jesteśmy w stanie mądrze wykorzystać tę sytuację po epidemii? Tak, na wiele sposobów.

Możemy wykorzystać oczekiwanie skracania łańcuchów logistycznych, porozciąganych przed epidemią od Detroit przez Hamburg do Szanghaju i Kantonu. Braki w dostawach produktów, półfabrykatów i elementów do produkcji końcowej zlokalizowanej w Europie mogą sprzyjać odtwarzaniu lokalnego zaplecza produkcyjnego. To szansa dla naszego regionu, bo potencjał i kultura techniczna są ogromne. Nie tylko w dużych miastach, ale i mniejszych miejscowościach. Mieszkańców jest wielu, a odległości niewielkie; zaplecze techniczne, strefy i podstrefy ekonomiczne, jest dobre usytuowanie na skrzyżowaniu europejskich szlaków transportowych – drogowych, kolejowych i lotniczych (Pyrzowice są największym portem cargo w Polsce). W pobliskim Sławkowie, na Euroterminalu kończy się szeroki tor prowadzący z Chin. Nic, tylko działać.

Możemy zachęcić do turystyki w miejscach nieoczywistych – nie tylko w Beskidach, na Jurze czy nad Jeziorem Turawskim, ale w małych w miarę ustronnych miejscowościach, co nagle może okazać się ich zaletą. Turystyczne róże wiatrów przez najbliższe sezony będą wskazywały zupełnie nieoczekiwane kierunki. Skorzystajmy z tego umiejętnie i proaktywnie.

Możemy wykorzystać poznane przez uczniów narzędzia do pracy zdalnej, aby na przykład prowadzić lekcje kultury i języka śląskiego, w sposób niepowierzchowny, ale dobrze przygotowany i ciekawy. Wówczas prowadzący może je realizować nawet dla setek słuchaczy. To zresztą dotyczyłoby różnorakich zajęć – szkolnych lub akademickich, prowadzonych przez osoby wybitne. Do późniejszego odtworzenia na youtube.

Możemy wprowadzić mechanizmy wsparcia pracy zdalnej dla osób, zwłaszcza młodych, które nie opuszczą wyludniających się miast i wsi naszego regionu.

Możemy stworzyć warunki dla osiedlania się i inkulturacji imigrantów, bo nie jest kwestią czy się pojawią – już przecież mieszkają obok nas – tylko jak ich przyjmiemy, żeby w przyszłości nie powtórzyć błędów niemieckich czy francuskich, żeby nie żyli na marginesach naszej egzystencji i świadomości.

Możemy przekształcić transport publiczny, a przynajmniej jego najbardziej lokalną odmianę w taki sposób, by był w stanie odpowiadać na potrzeby osób starszych, chorych czy nierzadko opuszczonych – aby nie byli wykluczeni transportowo, byli w stanie udać się do urzędu, lekarza czy instytucji kultury bez konieczności proszenia sąsiadów lub rodziny o podwiezienie. A może zrealizować to samo za pomocą zdalnego dostępu do tych instytucji?

Pozostawić czystsze niebo, miasta i wody na dłużej – mieliśmy okazję obejrzeć przykład w ciągu ostatnich dwóch miesięcy jak to może wyglądać. Mniej hałasu, czystsze powietrze, śpiew ptaków, widok zajęcy w mieście, a nawet lisa. Spróbujmy pozostawić w sobie i środowisku więcej tego spokoju, który potrafiliśmy osiągnąć, chociaż pod przymusem.

I kształcić, kształcić i jeszcze raz kształcić – wychowując jednocześnie – młodych ludzi, bo oni są naszą przyszłością.

Wojciech Dinges