Dwa i pół dolara za artykuł
Ludzie słowa – w mediach, agencjach PR, działach marketingowych, itd. – drżą z obawy przed możliwościami sztucznej inteligencji, nader sprawnej w generowaniu tekstów i obrazów. Słusznie.
My też dostaliśmy ofertę od jednej z firm technologicznych na produkcję artykułów. Jako Fundacja KDF mamy kilka serwisów, m.in. ten BusinessDialog, codziennie w nich publikujemy, plus w mediach społecznościowych, to naprawdę dużo treści. Ktoś to pisze, redaguje, publikuje, sporo pracy.
Przejrzałam ofertę tej firmy. Artykuły i ilustracje absolutnie poprawne, inna sprawa czy właśnie tego potrzebujemy, ale o tym później. Cena? Między 2,50 a 2,90 dolara za artykuł powiedzmy 8-15 000 znaków, 10-100 miesięcznie.
Dwa i pół dolara…..Czy jakikolwiek pracownik może zadowolić się taką stawką? Nie. Czy może konkurować z taką maszyną o pracę? No, nie… chyba że to będzie inaczej wykonana praca.
Na spotkaniu zespołu poruszyliśmy ten temat. Koleżanka powiedziała: „A czego się spodziewałaś?” Nie miała na myśli ekspansji technologii, lecz aktualną pracę zdecydowanej większości dziennikarzy i innych pracowników słowa, która polega na „wyszukaniu, skopiowaniu, sklejeniu wyszukanych fragmentów”. Nie ma o co mieć pretensji do AI, że takich pracowników zastąpi…. O ile dalej będą potrzebne takie teksty, ale o tym za chwilę.
Nie ma nic zaskakującego w takim rozwoju wypadków, i znowu…. nie mam na myśli rozwoju technologii, lecz upadek dziennikarstwa i też niektórej innej twórczości słownej (nie wszystkiej – mamy w Polsce wspaniałych blogerów, pisarzy i reporterów!!!)
Wartościowe dziennikarstwo to jest takie, za które czytelnicy chcą zapłacić, a tytuł i wydawnictwo jest w stanie się utrzymać i rozwijać za właśnie te pieniądze od czytelników (słuchaczy, widzów). Autorzy przygotowują wtedy teksty oryginalne, przemyślane, z przesłaniem, z przykładami, gromadzą wiedzę z tematu, rozmawiają z ludźmi, których autoryzowane cytaty przytaczają. Taki artykuł pisze się dość długo, to jest kwestia tygodni a nie godzin, i dużo kosztuje (czas pracy, wyjazdy, dostęp do źródeł).
Wydawnictwa odkryły jednak inną drogę – reklamy i teksty sponsorowane. Początkowo redakcje były oddzielone od działów sprzedaży reklam, były od siebie niezależne, w zasadzie nic nie uzgadniały. I ten model działał, bo artykuły były ciągle na tyle atrakcyjne, że przyciągały i czytelników, i reklamodawców, którzy wiedzieli, że są czytelnicy.
Ale była pokusa – więcej wziąć od reklamodawców, a czytelnikom dać treści za darmo, więc ciągle będą, choć domyślą się że część treści jest marketingowa. Tyle że reklamodawcy przestali zadowalać się wyraźnie oznaczonymi reklamami czy miejscem na komentarz, a zaczęli wymagać tekstów sponsorowanych lub wręcz ingerowali w treści artykułów redakcyjnych. Większość wydawców i tytułów uległa tej pokusie. Wartościowy kontent zaczął zanikać, bo nikt nie chciał go finansować, jeśli wynik finansowy można było osiągnąć inaczej.
Oczywiście, były jeszcze różne czynniki poboczne, jak media społecznościowe, blogi, rozwój niszowych wydawnictw (tam przeniosła się część hardych i etycznych publicystów i twórców), ale nic już nie mogło powstrzymać degradacji głównego nurtu dziennikarstwa i publicystyki. Zwłaszcza że czytelnicy też przyzwyczaili się do darmochy. Płacą za treść, jeśli w pakiecie dostają coś jeszcze. Dawny prestiż, szacunek i jakość – wynagradzane abonamentami – zachowały jedynie nieliczne wydawnictwa lub stowarzyszenia.
Powiedzmy to wprost – dziennikarz, czy inny pracownik słowa, posługujący się metodą „kopiuj, wklej” nie jest żadnym twórcą. Nie jest też nikomu potrzebny. Technologia po prostu przypieczętowała jego los.
Ale jest druga sprawa – czy tradycyjne artykuły są dalej potrzebne? Kilka tysięcy znaków, blacha tekstu, wstęp, rozwinięcie, zakończenie, przykłady, jakieś cytaty, ilustracje? Takie jakie właśnie potrafi pisać AI.
Jak wspominałam, przejrzałam stronę tego dostawcy, który się do nas zgłosił, przeczytałam kilka przykładowych artykułów. Te artykuły są właśnie takie, na wskroś tradycyjne w formie i przekazie. Firma reklamuje się jednocześnie jako doradca od komunikacji i SEO. SEO może i ogarnia, ale na pewno nie komunikację. Dzisiaj szukamy bardziej trafnych form przekazu niż artykuł, choć z tych nie rezygnujemy – jak widać 😊
Dlatego nie kupimy usług od tej firmy, nie potrzebujemy zapełniaczy stron. Potrzebujemy wniosków i spostrzeżeń mądrych kreatywnych ludzi, a technologia niech ewentualnie wygładzi komunikat, podpowie ilustracje, dostarczy źródłowych informacji.
Jest to też flagowy przykład, że sama technologia jeszcze nie tworzy wartości. Prawdziwym przełomem nie jest tworzenie tanio i szybko hektarów stron i grafik, lecz tworzenie czytelnego komunikatu, a tego nie daje sama technologia, trzeba mieć na to pomysł. A pomysły mają ludzie!