BiznesFinanseZarządzanie

Czerwony Fakturek – czyli o biznesie w Dzień Dziecka

Jak każdego dnia, tak i dzisiaj, Czerwony Fakturek pędził swoim starym dostawczakiem pełnym koszy z jedzeniem, napitkiem i łakociami do kolejnych, czekających na smakowite zestawy odbiorców. Jeszcze 10 lat temu Fakturek współpracował tylko z jednym kontrahentem o nazwie Babcia Spółka Jawna. Babcia w pewnym momencie została wrogo przejęta przez dużą firmę Wilk.

Firma ta niedawno rozpoczęła współpracę z Fakturkiem i – koniec końców – zagroziła również jemu. A to spowodowało, że ostatecznie stracił on kontrolę nad własnym biznesem, któremu oddał całe serce i całe swoje pieniądze. Na szczęście nie trwało to długo. Ze szponów złowrogiego Wilka wyrwał Fakturka dobry inspektor podatkowy o nazwisku Gajowy, który udowodnił że Wilk oszukiwał na podatku VAT, przejmując, raz po raz, kolejne firmy, które przestawały sobie radzić w lesie.

Cała ta historia okazała się nieocenioną lekcją dla Czerwonego Fakturka. Od tego czasu zmienił swoje podejście – zaczął sprawdzać swoich potencjalnych kupujących (wcześniej zignorował negatywne informacje o firmie Wilk, które uzyskał od znanej leśnej grupy wywiadowczej) i szukać nowych klientów, aby zbudować portfel uniezależniający go od aktualnej sytuacji w samym lesie.  

Początki działalności Czerwonego Fakturka były podobne do wielu innych historii osób, które zaczynały swoją przygodę w lesie. Marzenia, zapał, chęci. Trochę własnego i pożyczonego kapitału. Stary dostawczak. A przede wszystkim  pomysł na potencjalny biznes. To jedna strona medalu. Drugie jego oblicze to brak wiedzy, doświadczenia i wartościowych kontaktów w samym lesie oraz oczywiście brak zdolności kredytowej.

To wszystko sprawiało, że Fakturek długi czas odsuwał decyzję o rozpoczęciu własnej działalności. Bał się porzucić bezpieczną pracę w zielonym kombinacie sosnowym, gdzie wszystko było stabilne i przewidywalne. Każdego dnia analizował i te pozytywne i te negatywne historie swoich znajomych, którzy pewnego dnia zaryzykowali i rzucili się w wir własnego biznesu. Pamiętał Rumcajsa, który – najpierw dla swojego synka Cypiska i trzech jego kolegów – ogolił się i otworzył przedszkole, które dzisiaj jest bardzo duże i popularne wśród mieszkańców lasu.

Kolejnym dobrym przykładem byli bracia Bolek i Lolek, którzy – wraz z właścicielami psa Reksia – zbudowali fabrykę karmy dla psów i kotów. Im się udało. Ale były przecież także i przykre zdarzenia, jak choćby – daleko nie szukając – historia Toli (koleżanki Bolka i Lolka), której nie udał się biznes polegający na produkcji grających paśników.

Wziąwszy wszystko pod uwagę, Czerwony Fakturek w końcu zaryzykował i rozpoczął własną działalność. Wiedział, co i ile potrafi wytworzyć na tym etapie, teraz potrzebował kogoś – choćby jednego odbiorcę – który byłby zainteresowany jego produktami. Nie minął tydzień i znalazł się chętny. Duży, dobry gracz – Spółka Babcia – która zaczęła zakupy u Fakturka. Może nie brała dużo, ale… regularnie! I regularnie też płaciła za wykonane dostawy. Fakturek czuł się, jakby złapał Pana Boga za nogi. Nie trwało to jednak długo.

Fakturkowi przytrafiła się przykra historia z firmą Wilk. Właściciel wykorzystał informacje, które niechcący przekazał mu sam Fakturek i bez pardonu przejął Babcię. Co prawda Wilk brał więcej i częściej, ale taniej i często płacił z opóźnieniem. Albo i wcale nie. To z kolei bardzo szybko doprowadziło naszego bohatera na skraj upadłości. Z tej sytuacji wybawił go mądry doradca Gajowy, który – z legitymacją inspektora podatkowego – rozprawił się z Wilkiem i postawił Fakturka na nogi. Po tej lekcji Czerwony Fakturek zdecydowanie przebudował swoje podejście do biznesu. Wielu dostawców i wielu odbiorców – to po pierwsze. Po drugie – dokładnie ich sprawdzał i starał się unikać zbyt dużych klientów, którzy mogliby go uzależnić od siebie. I to zadziałało. Zadziałało, ale niestety nie na długo. Po kilku miesiącach pojawiły się inne problemy.

Wszystko działało i rozwijało się dobrze, kiedy działalność Czerwonego Fakturka miała relatywnie niedużą skalę. Z czasem skala zamówień zaczęła rosnąć, rosło też zapotrzebowanie Fakturka na surowce i półprodukty. Nagle – jakby wszyscy zmówili się w jednym momencie – pojawiły się naciski ze strony dostawców na szybsze płatności i wyższą cenę (co miało pozwolić im zapewnić ciągłość dostaw o większej wartości), a ze strony odbiorców żądania zupełnie odwrotne – prosili o więcej czasu na zapłatę i niższe stawki, co argumentowali chęcią realizacji u Fakturka wyższych zakupów oraz statusem rzetelnego i stałego kontrahenta.

Początkowo Czerwony Fakturek podszedł do sprawy z entuzjazmem – próbował jakoś to wszystko zgrać. Zgadzał się na inne ceny, a niedopasowania w terminach własnych płatności i zapłaty odbiorców „wyrównywał” nadwyżkami, które zaoszczędził wcześniej. Owe nadwyżki się jednak skończyły, a problem urósł do potężnych rozmiarów. Fakturek, który zawsze chciał być terminowym i solidnym partnerem w biznesie, stał się firmą z długami i powoli przestawał być w stanie realizować dostawy na czas.

Ale w końcu powiedział sobie „dość” i za namową dobrego pośrednika o nazwie Kret-Kred – udał się do siedziby firmy BeeBee, która mieściła się w miejscu dawnej, ogromnej pszczelej pasieki. To tam wytłumaczono Fakturkowi jak przy pomocy faktoringu i ubezpieczenia można bez długów i bez turbulencji być konkurencyjnym i rzetelnym w oczach dostawców oraz odbiorców, prowadząc bez dużego ryzyka zdrowy biznes, dla którego wzrost nie staje się zagrożeniem, ale czymś zupełnie naturalnym. Od tego momentu wszystko zaczęło się dobrze układać, a Czerwony Fakturek zaczął myśleć o ekspansji do lasów położonych za szeroką, ruchliwą i niebezpieczną drogą, co – za bez mała rok – pomyślenie zrealizował przy asyście pszczółek z BeeBee, które – jak się okazało – miały swoje siedziby także w innych lasach.

 

Jerzy Dąbrowski, dyrektor generalny Bibby Financial Services https://www.bibbyfinancialservices.pl