Bez kategorii

Bogaci, inteligentni i dobrze poinformowani tylko się cieszą, czyli biznes w czasach zarazy

Jest takie popularne powiedzenie: w czasach kryzysu bogaci ludzie kupują akcje na rynku finansowym, a biedni ludzie kupują papier toaletowy. Pasuje jak ulał do aktualnej sytuacji w naszym kraju, ale też w każdym innym, choć to powiedzenie również dotyczy firm czy państw, nie tylko osób. Choć gdybym był bogaty, to bym jeszcze akcji nie kupował. Jeszcze poczekał!

To, co dzieje się dzisiaj w Polsce i na świecie w gospodarce to dokładnie to: bogaci się bogacą jeszcze bardziej, a biedni – biednieją. Jeśli nawet bogaci nie bogacą się, a tracą, to tracą o wiele mniej proporcjonalnie niż biedni.

Dlaczego bogaci mogą bogacić się jeszcze bardziej? Co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze, mają nadwyżki, a wszyscy inni mają długi, w każdym razie mało, lub wcale zapasów, buforów ekonomicznych, oszczędności.

Po drugie, bogaci wiedzą wcześniej. Są bliżej ośrodków władzy, są powiązani z lobbystami, czytają poufne raporty, sami sterują rynkami, choć to nielegalne, prowokując ich reakcje, albo chociaż pogłębiają naturalne wahania, które wykorzystują .

Po trzecie, bogaci zatrudniają bystrych i dobrze wyedukowanych analityków rynków, z dostępem do informacji jak wyżej, dobrze im płacą i stosują się do ich rekomendacji. Analitycy ci posiadają dość unikalną wiedzę przewidywania przyszłości, potrafią rozróżniać procesy długoterminowe,  podstawowe od czynników spustowych i są potrafią oceniać , który czynnik spustowy może uruchomić lawinę.

Stąd ci, którzy potrafili przewidzieć, a może i nieco pobudzić proces spadków zarobili w ostatnich dniach fortuny i będą zarabiać jeszcze wiele miesięcy. Wcześnie uświadomili sobie konsekwencje tego, że wirus się wymknął z wojskowych laboratoriów, przeszedł z chińskich smakołyków – nietoperzy na smakoszy w Chinach, lub został świadomie uwolniony, a następnie podkręcili nieco lęki i postanowili wykorzystać tę sytuację.  Czy tak było czy inaczej?  Tego pewnie jeszcze długo nie dowiemy się. To pachnie nieco teorią spiskową. Oczywiście, można wątpić, czy spiski rządzą światem, ale nie można wątpić, że są i mają duże znaczenie.

Sytuacja z wirusem – uwolnionym intencjonalnie lub przypadkowo – nałożyła się na ogromne przewartościowanie spółek oraz generalnie problemy strukturalne gospodarek. Przypomnijmy, że już ok. 10 lat temu pieniędzy było 17 razy więcej niż towarów i usług wytwarzanych na świecie. Od 11 lat koniunktura jest sztucznie podtrzymywana przez działanie państw, a właściwie polityków, walczących przy pomocy ,,pompowania “ w gospodarki pustych pieniędzy, aby załamanie koniunktury nie zdmuchnęło ich z ich lukratywnych pozycji, by jak najdłużej zachować głosy wyborców i przychylność możnych. Niestety, to nie może trwać wiecznie, lecz wszyscy łudzą się, że jeszcze potrwa.

Wszyscy też wiedzą, że kryzys kontrolowany jest lepszy od niekontrolowanego. Może przeżywamy właśnie próbę generalną przed naprawdę głębokim kryzysem, który doprowadzi do zasadniczej zmiany reguł gry gospodarczej. Największe spustoszenia na rynku finansowym i w gospodarce realnej czynią nie same zachorowania i sytuacja zdrowotna, lecz walka z epidemia i panika, która jest bez umiaru podkręcana przez niektóre media, władze, ośrodki opinii. Co roku jest jakiś wirus albo inna dramatyczna okoliczność, a przecież nie ma takich reakcji.

Być może bez tej sytuacji na rynku epidemia nie miałaby przełożenia na gospodarkę, jak nie miała w żadnym innym przypadku poza tzw. hiszpanką w 1918 roku. Tylko, że wtedy, tuż po zakończeniu I wojny światowej, była kompletnie inna sytuacja żywieniowa, higieniczna, inny poziom medycyny, wreszcie kompletnie różna sytuacja gospodarcza. Zniszczona i wyczerpana wojną gospodarka musiała przestawić się na tory gospodarki pokojowej, wchłonąć miliony wracających z frontu żołnierzy, a rozpad starych imperiów i powstanie nowych państw oznaczało konieczność budowy nowej równowagi, opartej o nowe powiązania gospodarcze.

Od początku lutego najlepsi analitycy obstawiali głębokie spadki na cenach surowców. Widzieli nienaturalne sprzeczności (dyskrepancje) w cenach surowców np. złota i miedzi. Śledzili Baltic Index, czyli ruch towarów. Analizowali zachowania głównych graczy na rynku ropy: Rosji, krajów arabskich, USA i ich sojuszników. Tąpnięcie cen ropy nie nastąpiło z powodu epidemii, lecz w wyniku gry politycznej, ale oczywiście przypisano je wirusowi. Amerykanom znudziło się wchodzenie w następny wyścig zbrojeń , a przykręcając (za pomocą zaprzyjaźnionej Arabii Saudyjskiej) nieco kurek z dolarami za ropę i gaz , ograniczyli rosyjskie możliwości zbrojeniowe. Zrobili przy okazji prezent krajom importerom nośników energii.

Jednym zdaniem, najinteligentniejsi i najlepiej poinformowali wiedzieli, że coś się zdarzy i odpowiednio obstawili na rynkach surowcowych i giełdach. To będzie dla nich bardzo dobry rok, tak jak był 2008 – rok poważnego kryzysu.

A co to oznacza dla krajów takich jak Polska i polskich firm?

Niestety nie bardzo widać, jakie to przygotowania były poczynione na ten trudny czas, ani w postępowaniu państwa, ani firm. Obawiam się też, że zła passa może dalej im towarzyszyć i to z różnych powodów. Czasem  z powodu niemożności przyjęcia do wiadomości, że dotychczasowy model biznesowy jest niemożliwy do kontynuowania. Czasem dlatego, że zakupili w okresie hossy przewartościowane spółki i to jeszcze na kredyt. Sprowadza się to do faktu, że nie są graczami na rynkach finansowych, w już na pewno nie są graczami dobrze poinformowanymi, uzbrojonymi w unikatową wiedzę.

Są przedsiębiorcami i menedżerami – a to zupełnie inne kompetencje. Bardzo nie zdają sobie sprawę, jakie zagrożenia niesie ze sobą współczesny rynek finansowy, ale i jakie szanse. Często nie uświadamiają sobie, że rynek ten stał się ważnym kanałem transferu bogactwa z krajów biednych do bogatych, ale również nie uświadamiają sobie, jak wielkie zyski można realizować na spadkach. Na dodatek mają często złe doświadczenia z tymi rynkami, zatem strach blokuje przed wykorzystaniem instrumentów , których wykorzystanie w obecnej sytuacji jest najbardziej racjonalne.

Grając przy pomocy instrumentów pochodnych na zniżki, gdy rynki się sypią, zarabiają najlepsi, osiągając niewyobrażalne stopy zysków.

Już słyszę pytanie: łatwo powiedzieć, ale jak inwestować, aby osiągać zyski? Pisałem o tym m.in. w tych trzech postach https://businessdialog.pl/profiles/blogs/dobor-doradcow-inwestycyjnych-i-firm-zarzadzajacych-co-jest-wazne , https://businessdialog.pl/profiles/blogs/strategia-2 i https://businessdialog.pl/profiles/blogs/strategia

Powtórzę tylko najważniejsze, żeby właściwie wybrać zarządcę, a kryteria tego wyboru to:

– zarządcy nie mogą być powiązani instytucjonalnie , ani personalnie z wielkimi instytucjami finansowymi, bądź platformami tradujacymi:

– ich główny dochód musi sprowadzać się do udziału w zyskach, a nie pochodzić z różnych i licznych opłat. I to zapewne główne kryterium. Skuteczny zarządca, wierzący w swoje kompetencje ograniczy dochód ze stałych niezależnych opłat na rzecz performance fee.

Jeżeli to ostatnie jest żadne lub niewielkie (do 20 %), to można podejrzewać, ze wątpliwości zarządców są na tyle wysokie, że wolą oni zabezpieczyć swoje dochody stałymi opłatami. Wniosek z tego prosty: lepiej dzielić się dochodami niż płacić nawet niewielkie opłaty bez  gwarancji jakichkolwiek zysków.

Wreszcie mieć duże zastrzeżenia do tych podejmujących się zarządu, którzy wydają wiele na reklamę i akceptują niewielkie kwoty rzędu nawet kilkudziesięciu złotych. Jeżeli ktoś z Czytelników zainteresuje się tą tematyką, to chętnie porozmawiam telefoniczne (proszę o kontakt z red. Iwoną D. Bartczak)

 

Olgierd Bagniewski, główny ekonomista Klubu Dyrektorów Finansowych „Dialog”